Czyli dzień cierpienia za miliony, taka nowa, poetycko-świecka tradycja, choć cierpieć to najpierw powinno się za siebie, bo jeśli się chce poznać cały świat, to najpierw trzeba opisać swoją wioskę, jak mawiał Czechow czy Turgieniew. A cierpieć za co jest, chociażby za swoje grzechy czynione na okrągło. Tak jakoś już dziwnie jest, że kiedy narzucimy sami sobie dobrowolnie wysokie wymagania natury etycznej, to prędzej czy później złe wykorzysta najmniejszą nawet chwilę naszej słabości, podczas których wkraczamy do krainy ciemności. Powrót jest zawsze bolesny, bo pamięć nasza nie zna litości, przypominając na każdym kroku co uczyniliśmy. Pokuta, kara i może uda się na powrót złapać równowagę. Uff! ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz