w moim domu wczoraj w nocy pojawił się duch, który wylazł po prostu z telewizora...

poznaliśmy się na facebooku, ta młoda obywatelka Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej zadziwia mnie nie tyle pięknem swoich fotografii, swoich w sensie dosłownym, ponieważ jest na nich uwieczniana w dekoracjach przedmiotów naznaczonych stygmatem śmierci, jak na martwych naturach XVII- wiecznych malarzy z ówczesnych Niderlandów, tak przejmujaco opisanych przez Herberta na stronach "Martwej natury z wędzidłem". Ten motyw przemijania zwany od łacinskiej wersji przesłania Księgi Koheleta vanitas, marnością, bowiem vanitas vanitatum et omnia vanitas, jest również w bardziej dosłownej wersji, aniżeli na płótnach flandryjskich i holenderskich mistrzów, obecny na fotografiach tej dziewczyny zza Wielkiej Wody, która jakby wiedziona jakimś nieznanym sobie instynktem podążała tropem motywu śmierci i ozdabianiem swojego ciała w autodestrukcyjnym rycie żywcem wyjętym z pogańskich rytuałów, poświęconych tej tajemniczej i ciemnej stronie ludzkiej natury, jakże często przyspieszających naturalną kolej rzeczy...