wtorek, 28 lipca 2009

ratowanie małej słonki

a było to mnie więcej tak: ktoś przed 12 zadzwonił do mnie, że przed głównym wejściem do banku za betonowymi donicami z roślinami czai się mały zwierzak i chyba coś mu jest, bo nie fruwa. No to zszedłem i rzeczywiście za donicami stało sobie wystraszone maleństwo słonki, na oko bez obrażeń. Pomyślałem sobie, że może odfrunie i wróciłem na prasową konferencję, po zakończeniu której poszedłem sprawdzić, co ze zwierzakiem. Był na miejscu, więc postanowiłem złapać, bo w pobliżu nie ma żadnego gniazda słonek, a są za to pustułki, które słonkę by natychmiast zeżarły. Pierwsze próby schwytania skończyły się niepowodzeniem, słonka podfruwała niezdarnie i w pewnej chwili wylądowała na jezdni niemal pod koła jednego ze zbliżających się do skrzyżowania samochodów , a ja za nią, tamując ruch wzniesiona do góry ręką. Malucha wreszcie złapałem, dziewczyny zadzwoniły do ptasiego azylu, kazali dostarczyć do zoo, napoiłem wodą i w kartonowym pudełku z dziurami zawiozłem do warszawskiego zoo. :) P.S. internetowa weryfikacja wykazała, że to nie słonka, a chyba kwiczoł.