środa, 7 grudnia 2011

pogoda dla oborowych


































praca oborowego jest wbrew pozorom bardzo atrakcyjna, a stanowisko oborowego prestiżowe, czego dowodzi poniższa historia. Otóż pewien 23-latek przez kilka lat podawał się za oborowego i w ten sposób, jak sam powiedział, spełniał swoje marzenie. Sąd Rejonowy w Zgierzu aresztował 23-letniego mieszkańca tego miasta, który przez kilka lat podawał się za oborowego i posługiwał podrobioną legitymacja służbową. 23-latek wpadł, bo dużą czujnością wykazali się oborowi z pewnego PGR-u, w którym podając się za oborowego z innego PGR-u usiłował uzyskać dane dotyczące stanu doglądanego bydła.

Oborowi nie uwierzyli mu, że jest oborowym i sprawdzili to; Michał K. został zatrzymany. Okazało się, że w ten sposób młody mężczyzna działał od stycznia 2007 roku i w tym czasie kilkanaście razy podawał się za oborowego. Czasami robił to załatwiając swoje sprawy bądź dla innych osób. Zdarzało się również, że fałszywy oborowy zatrzymywał osoby podejrzewane o podszywanie się pod oborowych. Według prokuratury, podając się za oborowego Michał K. zatrzymał osobę podejrzewaną o jazdę rowerem po pijanemu i przekazał ją policji. W jednym ze sklepów posługując się fałszywą legitymacją oborowego zatrzymał także osobę podejrzewaną o kradzież i również przekazał ją w ręce policji. W innym przypadku namawiał osobę, która nielegalnie handlowała alkoholem, żeby została oborowym. Na prośbę znajomej próbował też zdobyć informacje co do sposobu życia jej męża oborowego. Podał się także za oborowego w jednym z zakładów karnych w regionie, bo chciał odbywać praktyki w przywięziennej oborze - powiedział rzecznik prokuratury okręgowej. Mężczyzna usłyszał zarzuty podawania się za oborowego i posługiwania się podrobioną legitymacją służbową. Podczas przesłuchania Michał K. przyznał się do zarzucanych czynów. Wyjaśnił, że robił to, bo zawsze chciał być oborowym i w ten sposób spełniał swoje marzenie. Grozi mu do pięciu lat więzienia.

poniedziałek, 28 listopada 2011

X Krucjata Różańcowa za Ojczyznę


15 czerwca 2010 r. w mieszkaniu w Teresinie koło Niepokalanowa rozpoczęła się X Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, a Wy ani be, ani me, ani kukuryku! Polega ona na codziennym odmawianiu różańca w intencji cudu w Ojczyźnie, który nastąpi, gdy 10% Polaków, w tym mieszkających zagranicą, przystąpi do Krucjaty w liczbie 6 milionów. Krucjata jest dlatego, bo „Naród ginie" i jako przykład Abp Dzięga podaje Węgry, gdzie Krucjata zainicjowana kilka lat temu przez prymasa Węgier przyniosła w efekcie cud w postaci zwycięstwa wyborczego Orbana. Do chwili obecnej akces do Krucjaty zgłosiło 41 tys. 906 osób z całej Polski i świata. Udział w Krucjacie potwierdzili prymas senior Glemp i kard. Gulbinowicz. Artur Zawisza też zgłosił pomimo, że i bez Krucjaty codziennie odmawia różaniec, a jak nie odmawia, to kroczy na czele Marszów Niepodległości. Wy lepiej pokupujta różańce i zacznijta codziennie je na wszelki wypadek odmawiać, bo to nie nic wiadomo!

Robakomachia czyli indyjskie opowieści oficera Jej Królewskiej Mości, w "Kuryerze Warszawskim" z 1841 r. jako „Indyjskie przyjemności” zamieszczone

Officer angielski, który długo służył w Indjach Wschodnich opowiada : Po paradzie udałem się z kilku przyiaciołmi na śniadanie, przyczem chcieliśmy skosztować z beczki wina świeżo przewiezionego z Anglji. Na nasze nieszczęście zwierzątko piżmowe przebiegło nad beczką i tak każda kropla wina została zepsutą. Wracaiąc do domu spotkałem na drodze znaiomą Damę niesioną w palaukinie przystąpiłem do niej aby iej opowiedzieć ostatnią moią przygodę, nagle Dama krzyknęła z przerażenia. Stonóg uwiesił się swoiemi nogami czyli pazurami u iej nóżki; szczęściem znajdował się przy mnie Lekarz, ten zgniótł zwierzę (na 8 cali długie) silnem uderzeniem z narażeniem zgrabnej nóżki na ból dotkliwy. Biedna Panienka cierpiała w łóżku przez 7 tygodni, nakoniec wróciła do Europy, gdzie iej musiano nogę uciąć.

Odwiedziłem raz naszego Maiora, który posiadał najlepszy dom w całej załodze. Rozmawiaiąc z nim, przypadkowo spostrzegłem na suficie przebiegaiące owady, iednego z nich zrzuciłem laską i zdeptałem. Na zapytanie Maiora co robię, pokarałem mu zwierzątko; mój przełożony zbladł iak płótno, kazał zaraz rzeczy zapakować i przygotować do wyruszenia. „Jest to biała mrówka rzekł do mnie, owad ten pomnaża się tak prędko, że gdzie zagnieździ się, lepiej z domu uciec, niż narazić się na niechybne zapadnięcie domu. W przeciągu 24ch godzin drobne te zwierzątka przeciskaią się przez najmocniejsze belki. Goszczą teraz pod moim dachem i nie śmiem więcej tu sypiać; muszę też wszystkie moie rzeczy czyścić i kadzić, żebym tylko nie zabrał z sobą której z tych istot.

Z tąd udaliśmy się na obiad, który zastawiony iuż na stole przynęcał nas swoią wonią; nagle wszyscy musieli swoie miejsca opuście; rój lataiących pluskiew zaległ talerze i udzielił potrawom obmierzłego zapachu; musieliśmy czekać nim inne przyniesiono dania. Pewnego wieczoru rzuciłem się na łoże osłonięte gatą, aby muskitosy (owady) do niego nie wtargnęły i ustawione swoiemi nogami w naczyniach napełnionych wodą, żeby mrówki do niego nie wlazły; po 2 godzinnym spoczynku obudziłem się z bólem dotkliwym w twarzy i przy świecy, która zawsze musi palić się w pokotu, poznałem, że owady dręczyciele iednakże wtargnęły przez gazową siatkę do łoża. Obmywszy sobie twarz sokiem cytrynowym i naprawiwszy zasłonę, spałem nieiaki czas spokojnie, w tem za przebudzeniem się, spostrzegłem na stole niedaleko łoża Iiobre wanilię (gatunek najiadowitszych wężów), trwoga moia była niepodobną do opisania; wiedziałem, że gad przynęcany ciepłem, poczołgnie się do mojego łóżka. Wołałem o pomoc^ i mój angielski pies gończy wbiegł do pokoju: ledwo położył swoie łapy na stole, wąż z prędkością błyskawicy strzelił mu do pyska; na mój krzyk zbiegli się ludzie, węża iuż nie było, a pies zdechł. Ubrałem się i nazajutrz wyiechałem do Europy.

czwartek, 29 września 2011

beretologia stosowana

Beret, popularne w XIX, XX i na początku XXI wieku nakrycie głowy  pomimo tego, że w dzisiejszych czasach nie brzmi zbyt dumnie, to moim zdaniem powinno jednak brzmieć. Beret to brzmi dumnie. Nieprzypadkiem w najstarszej ikonografii chrześcijańskiej Adam i Ewa przedstawiani byli początkowo z zakrywającymi ich przyrodzenia beretami, zamienionymi dopiero na przełomie X i XI w. nie wiedzieć czemu na listki figowe, tak jak nie wiedzieć czemu wcześniej historiografowie przypisywali Juliuszowi Cezarowi,  przekraczającemu  ze swoimi legionami Rubikon, słynne słowa o rzucaniu kości, które w rzeczywistości dotyczyły beretów i brzmiały „berety zostały rzucone”. Zadziwiające jest również w badaniach historycznych obyczajów antycznych Spartan kariera pewnego życzenia, które spartańskie kobiety składały udającym się na wyprawy wojenne żołnierzom. Rzekomo dotyczyć ono miało „powrotu z tarczą” czyli żywym, w przeciwieństwie do powrotu „z tarczą”. Również i w tym przypadku trudno powiedzieć, w jaki sposób „tarcza” wyparła „beret”, w którym powrotu w rzeczywistości dotyczyło to życzenie. Świadczy o tym najdobitniej napis na pomniku poświęconym 300 spartańskim obrońcom Termopil, który w dosłownym tłumaczeniu brzmi: „Przechodniu, powiedz Sparcie, że berety na głowach mieliśmy do końca”. Święty Graal, którego poszukiwali rycerze Okrągłego Stołu, nie był tak naprawdę kielichem, a wykonanym ze złota beretem, jak również legendarny Wilhelm Tell nie ćwiczył celności kuszy ustawiając na czubku głowy swojego syna jabłko, bowiem w rzeczywistości był to zwykły, czarny beret.  Podobnie jest z anegdotą o Newtonie, któremu rzekomo na głowę spadło jabłko, w wyniku czego wpadł na koncept grawitacji, a wiemy już dzisiaj z cała pewnością, że był to beret. Archimedes krzycząc „Eureka” również nie miał na myśli ciężaru ciała zanurzonego w cieczy, a antyczny węzeł gordyjski był tak naprawdę beretem gordyjskim.      

Patrząc na dzieje beretu z dzisiejszej perspektywy nie zapominajmy, że w zamierzchłych czasach beret był tylko jeden, a dopiero wraz z upływem dziejów jego kształt i znaczenie ewoluowały – stąd współcześnie liczba rodzajów beretów i materiałów, z jakich je się wykonuje, może co słabsze jednostki przyprawić o zawrót głowy. Ten wspomniany wyżej pierwotny, pierwszy praberet, był zapewne pewną ideą wraz z upływem lat przyoblekająca się w kształty przypominające dzisiejsze berety. Także symboliczne znaczenie tego nakrycia głowy ulegało wraz  z upływem lat zmianom. Berety wykonane ze złota i wysadzane kamieniami szlachetnymi były w prehistorycznych czasach nakryciami głowy władców i dopiero w czasach biblijnego króla Salomona pojawiła się na jego czubku tzw. antenka, która pierwotnie mogła symbolizować stałą łączność ze światem bogów lub boga monoteistycznego jak w przypadku judaizmu. W czasach nam bliższych papieskie nakrycie głowy zwane „piuska” jest niczym innym jak zmodyfikowaną formą beretu.

Postmodernistyczna koncepcja beretu zakłada jego konceptualizację, czyli postulat wirtualnego nakrycia głowy, w sensie dosłownym niewidocznym dla otoczenia i dlatego m.in. uczeni skonstruowali beretograf, przyrząd do badania obecności na głowie wirtualnego beretu. Gwoli przypomnienia dodam, że badanie na beretografie jest dobrowolne i nie w każdym kraju ma prawną wartość dowodową. Pierwotne znaczenie tak często lekceważonego znaczenia tego nakrycia głowy zachowało się w ludowych przysłowiach i porzekadłach. Poznać pana po berecie; Nie beret zdobi człowieka; Tonący beretu się chwyta; Polak, beret dwa bratanki; Beret z wozu koniom lżej; Złej baletnicy przeszkadza beret na spódnicy; Idzie luty podkuj beret; W marcu jak w berecie; Pańskie oko beret tuczy; Gdzie beretów sześć, tam zimno w głowę; Gdzie diabeł nie może, tam kogoś w berecie pośle; Niedaleko pada beret od głowy. To tylko zaledwie garść ludowych mądrości, w których znaczenie beretu widać jak na dłoni. Beret, a raczej odległość, jaką przebywa rzucony w powietrze, stał się też w potocznym języku elementem zwrotu na określenie bliskiej odległości, stąd „rzut beretem”, który w antycznej Grecji był dyscypliną olimpijska, z której wywodzi się dzisiejszy rzut dyskiem. Słynna rzeźba Myrona z tamtych czasów przedstawia w rzeczywistości greckiego atletę rzucającego beretem.    

Temat beretu obecny był i jest do dnia dzisiejszego w filozofii, sztuce, literaturze, dramacie i filmie. „Nie można dwa razy założyć tego samego beretu” Heraklita z Efezu, „Mam na głowie beret, więc jestem” Kartezjusza, „Beret określający świadomośc” Marksa, „Wesołe berety z Winsdoru” i „Beret wenecki” Szekspira, „W poszukiwaniu straconego beretu” Prousta, „Beret zbuntowany” Camusa, „Mały beret” de Saint-Exupery’ego, „Nieznośna lekkośc beretu” Kundery, filmy Andrzeja Wajdy „Berety z Wilka”, „Beret obiecany” oraz „Beret z marmuru” i „Beret z żelaza”, Zanussiego „Struktura beretu” – to tylko nieliczne przykłady. 

Jeśli chodzi chodzi o materiały, z jakich wykonuje się berety, to są one najróżniejsze. Począwszy od klasycznego filcu, sukna czy wojłoku, poprzez wełnę moherową po papier czy sztuczne tworzywa jak plastik czy eternit. Antenki we współczesnych beretach służą do odbioru telewizji satelitarnej i sygnałów radiowych oraz w telefonii komórkowej. Berety używane bywają również w akceleratorach do doświadczeń z cząstkami elementarnymi, gdzie są rozpędzane do prędkości podświetlnych w celu zderzeń z cząstkami elementarnymi, w wyniku których powstają na krótki okres czasu nowe cząstki elementarne. Jedną z nich dotychczas nieodkrytą, nazwano nawet beretem Higgsa.  

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Latający Osinobus

Krążąca wśród kierowców blisko i dalekobieżnych busów, autobusów i autokarów mrożąca krew w żyłach opowieśc o Latającym Osinobusie tylko na pozór nawiązywała do morskiej legendy o Latającym Holendrze. Podstawowa różnica tkwiła w fundamentach, na których zbudowano obydwie historie. O ile wersja opowiadana przez marynarzy żaglowców, jeszcze nie tak dawno przemierzających morza i oceany, nigdy tak naprawdę się chyba nie wydarzyła, o tyle ta druga wydarzyła się naprawdę podczas pewnej zimy stulecia pod koniec lat t0-tych. Młodszym czytelnikom należy się jednak najpierw wyjaśnienie, czym tak naprawdę był pojazd najzupełniej oficjalnie nazywany osinobusem.

Otóż osinobus był przerażająca hybrydą autobusu i samochodu ciężarowego marki Star, na którego skrzyni, zwykle służącej do przewozu piasku, gruzu czy innego rodzaju ładunku, inżynierowie z fabryki w miejscowości Osin zamontowali w latach 60-tych XX wieku dwa rzędy foteli i przykryli to wszystko metalową puszką z małymi okienkami po bokach. W zamierzeniu konstruktorów tego motoryzacyjnego Frankensteina osinobusy miały służyc do przewozu małorolnych chłopów, którzy znudzeni uprawą swych niewielkich poletek i hodowlą na własne potrzeby pojedynczych sztuk bydła i drobiu,  zapragnęli zakosztowac robotniczego życia w oddalonych o kilka, a niekiedy nawet kilkadziesiąt kilometrów fabrykach i wytwórniach przedmiotów, produkcja których nie wymagała zbyt wielkich kwalifikacji. Innym powodem tych ekonomicznej natury peregrynacji była również chęc specyficznie pojmowanego społecznego awansu, który dla tych nieszczęsnych chłopów oznaczał osiągnięcie statusu robotnika, co nie do końca jednak się im udawało chociażby w sferze semantycznej. Rozpoczynając pracę w fabrykach stawali się, podobnie jak osinobusy, którymi jeździli do pracy i powracali z niej do swych chałup, hybrydami, tyle że hybrydami społecznej natury zwanymi chłoporobotnikami. Takie społeczne ni to pies, ni to wydra.

Wracając zaś do legendy o Latającym Osinobusie, miała ona swoje źródło w pewnym wydarzeniu, które jak wspomniałem, wydarzyło się naprawdę, podczas kursu z okolic Miedzyrzeca Podlaskiego w kierunku oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów Łosic. Kierowcą tego osinobusa był nieustraszony i doświadczony pracownik Miedzyrzeckich Zakładów Komunikacyjnych. Feralny kurs do Łosic przebiegał gładko, aż do miejscowości Mordy, gdzie rozpętała się straszliwa burza. Na nic się zdała walka z żywiołem i wszelkie próby dalszej jazdy, ale kierowca osinobusa za nic miał gorące prośby pasażerów, którzy błagali go, by zatrzymał pojazd. Kierowca miotał obelgi, bluźnił Bogu i przysięgał, że dojedzie do Łosic mimo burzy. Wtem w osinobusie ukazał się niebiański przybysz, nie wiadomo – sam Bóg czy anioł pański? Kierowca jednak nie oddał mu należnej czci i w zapamiętaniu sklął go najgrubszym i najbardziej nieprzyzwoitym słowem, jakie tylko znal, a znał ich podobno bardzo wiele.  W odpowiedzi gość oznajmił surowo, że kierowca i osinobus już nigdy nie zaznają spokoju. Będzie kursował wraz z pasażerami po drogach różnej kategorii przez całą wieczność, przynosząc nieszczęście wszystkim, których spotka. Tak też się stało. Kiedy pomarli wszyscy pasażerowie, osinobus-widmo wraz z ruchomymi szkieletami pasażerów nadal kursował po drogach i bezdrożach całego kraju, przynosząc napotkanym kierowcom i pasażerom pojazdów nieszczęście. Jego widok zawsze zwiastował pewną śmierc.