przy tym radiu, któremu pod koniec lat 40-tych nadano imię Pionier, upływało moje dzieciństwo. O ile mnie pamięć na manowce nie zwodzi, było pierwszym przedmiotem, który usłyszałem chwilę po tym, jak rodzicom podrzucił mnie bocian ;) Z jego wnętrza dobywały się różne dźwięki, układające się w muzykę, radiowe słuchowiska, programy w rodzaju "Jarmarku cudów", "Podwieczorku przy mikrofonie" "Rewii piosenek" czy "Zgaduj-zgaduli". Z wnętrza jego bakielitowej obudowy dochodziły dziwne i tajemnicze odgłosy, w świat których zanurzałem się wraz z rodzicami w długie jesienne i zimowe wieczory. Aż kiedyś nadszedł czas, kiedy Pionier wyzionął ducha, ale ja nie byłem już małym chłopcem i uwagę moją zaczęły pochłaniać zupełnie inne rzeczy i sprawy...
4 komentarze:
do tej pory pieczołowicie przechowuję w garażu coś, na co mówiło się ,,adapter"...u góry ma klapę na płytę winylową i dwa chcrakterystyczne pokrętła do radia
do tej pory działa!
pozdrawiam ciepło!
Bambino? :)
teleodbiornik niestety jest bezduszny
i komputer i telefon
w fotoaparatach jedyna nadzieja
bastionki uduchowionych sprzetow
dusze przedmiotów bywają głęboko ukryte.
Prześlij komentarz