sobota, 30 sierpnia 2008
wczoraj w Warszawie
Rakowiecka 37A
piątek, 29 sierpnia 2008
czwartek, 28 sierpnia 2008
środa, 27 sierpnia 2008
Świat według Biura

wtorek, 26 sierpnia 2008
Wspomnienia z podróży

Przy drogach co krok tubylcy runo leśne przyjezdnym wprost ze słoików i toreb foliowych oferowali, a ich kobiety wdzięki swe obnażały kusząc niemiłosiernie. To dobre, że w ich przypadku pomyłka co do rodzaju płci na pierwszy rzut oka była wykluczona. Zbyt prosta to jednak sprawa była, więc jak wspomniałem, chuć więc wolałem zaspokajać z zaskoczenia, rozkoszując się piskiem i wrzaskami zdybanej ofiary. Nie miała litość do umysłu mojego dostępu i konkludowałem, że zdziczenie obiektów mego pożądania nie pozwalało im na rozróżnienie aktów swawoli od normalnej dla nich pory parzenia, rują zwaną. Wyczerpany ledwo dotarłem do pierwszych zabudowań miejskich, z nadzieją, że relaksów wszelakich doświadczę. Jednak próżne to były nadzieje. Musiałem się od mieszkańców płci męskiej opędzać gwałtownie, kiedy mi jajka większe nieco od kurzych natrętnie do sprzedaży oferowali. Ale nie to okazało się zbyt dokuczliwe i zadziwiające. Oganiając się od natrętów podążyłem do rynku, mijałem gaje dębowe i buczynowe, kiedy w jednym z nich stado mężów kucających napotkałem i tajemnice mnogości jaj do sprzedaży oferowanych odkryłem. Ni mniej, ni więcej, znoszone one były przez mężów kucających i te, które ich niewiasty nie brały na wysiadywanie, na targ i prowadzące do miasta drogi wynoszone były w celu wiadomym. Włos mi się zjeżył na głowie, kiedym pomyślał, co też z tych przez było nie było braci naszych zniesionych skorup wylęgnąć się może. Strach mnie taki ogarnął, że tajemnicy tej nie zamierzałem zgłębiać do końca, tylko czym prędzej w drogę powrotną czmychnąłem jak niepyszny, zapominając o dalszym zaspokajaniu grzesznych żądz. O jednym tylko myślałem, aby świadectwo rzetelne dać przygód doznanych, co niniejszym czynię i pozdrowienia ślę gorące dla tych, co słowa moje przeczytać zdołają.
16 propozycji dla Cezarego B.

1. Przechadzki po ulicach miast z szeroko otwartymi ze zdziwienia ustami
2. Łapanie się w miejscach publicznych lewą ręką za prawe ucho
3. Przechwytywanie zagranicznych wycieczek i odgrywanie roli przewodnika
5. Składanie przypadkowym przechodniom propozycji seansu bioenergoterapeutycznego za pomocą dotyku
6. Próby podfruwania na ruchliwej ulicy przy pomocy doczepionych do pleców anielskich skrzydeł i naśladowanie dźwięków zwykle wydawanych przez kury.
7. Nerwowe drapanie się po całym ciele w miejscach publicznych
8. Liczenie przechodniów za pomocą wskazującego palca i drewnianego liczydła
9. Składanie przechodniom propozycji podpisania cyrografu
10. Ustępowanie w środkach komunikacji miejskiej siedzącego miejsca kontrolerom MZK
11. Dziesięciorundowy pojedynek bokserski z własnym cieniem (przegrany w ósmej rundzie przez k.o.).
12. Ustawienie w centrum miasta dwumetrowej wysokości pułapki na myszy, ze sobą jako przynętą.
13. Przebijanie głową imitacji ceglanego muru.
14. Zawiśnięcie na latarni w specjalnej uprzęży, imitującej sznur szubieniczny.
15. W przebraniu ,,dziewczynki z zapałkami" sprzedaż tychże przed ekskluzywnymi restauracjami.
16. Naśladowanie w dużych miastach najważniejszych herbów i pomników (warszawska Syrenka, poznańskie koziołki, etc.).
Cudowne ocalenie Igora Sznurek

Nie wiadomo, kto był nawet bezwiednie wmieszany w tajemnicze zniknięcie Igora Sznurek. Niewykluczone, że mógł to być Janusz Ś., który nieostrożnie pożyczył Igorowi Sznurek pułapkę na myszy, którą nieszczęsny Sznurek poniósł był do domu, w celu dokładnego zbadania działania tej wrogiej małym gryzoniom machiny. I wtedy stało się najgorsze. Sznurek Igor badając machinę przypadkiem ją uruchomił i sam się w nią, zamiast myszy, po prostu złapał. Ciężko pokiereszowany, ostatkiem sił zadzwonił po pomoc, zdążywszy w miedzy czasie napisać do mnie tajemniczy, wtedy się wydawało, list, o czym innym razem Przybyły po kilku godzinach lekarz pogotowia, przerażony rozległymi obrażeniami na ciele uwięzionej w pułapce ofiary, wezwał natychmiast ekipę ratowniczą straży pożarnej, która przy użyciu specjalistycznego sprzętu wydostała Igora Sznurek z plątaniny drutów, sprężyn i nieidentyfikowanego żelastwa. Obrażenia na ciele Igora Sznurek były tak rozległe, że lekarze zdecydowali się na wymianę praktycznie wszystkich części składających sie dotychczas na Igora Sznurek. Po kilkunastogodzinnej operacji na salę intensywnej terapii przywieziono indywiduum nie mające poza imieniem i nazwiskiem nic wspólnego z ofiarą wypadku. Mówię Wam, że na łóżku z tabliczką Igor Sznurek leżało coś, co bardziej przypominało Frankensteina, niż to, co kiedyś było Igorem Sznurek. Na szpitalnym łóżku leżał wielkości wyrośniętego Yeti homunculus z paszczą bazyliszka, owłosionym cielskiem i dolnymi kończynami zakończonymi szponami, których nie powstydziłby sie dorodny okaz niedźwiedzia grizzli. Kiedy zapytałem to budzące strach i przerażenie indywiduum o to, czy mnie poznaje, wycharczało, że za kilka dni na pewno dojdzie do siebie, czemu nawet przez moment nie dałem wiary. Ślepia mu szczególnie zabłysły, kiedy z chaotycznego bełkotu wydobywającego się z jego gardła zrozumiałem, że pyta o kobietę. Podtrzymywał, tak mi się przynajmniej wydawało, swoje wcześniejsze, poważne wobec kobiet zamiary. Niech Bóg je ma w swojej opiece. kiedy to coś, co kiedyś było właściwym Igorem Sznurek, wypuści sie na ulice miast. Wtedy to już nic nie uchroni tej napotkanej przed chucią Igora Sznurek. A jeśli jeszcze na dodatek zapała chucią w stosunku do kobiet następnych, nie zadowalając sie tą jedną, która będzie miała tego pecha, że to na nią natknie sie cudownie ozdrowiały przy pomocy fachowców od skalpela Bezy i pokryje ją z zaskoczenia, to nieszczęście gotowe. Przecież zdarza się nie tak znowu wcale rzadko, jakby na pierwszy rzut oka sie wydawało, że potomstwo bywa stokroć gorsze i straszniejsze aniżeli rodzice. Na myśl o tym drżą z lęku i przerażenia członki moje i zimny pot zalewa mi kark i czoło. Biada nam wszystkim siostry, biada. Ja nie wiem, co to wtedy będzie. I wtedy tylko pozostanie nam odmawianie poznanych ostatnio mądrości i nadzieja, że coś, na razie nie wiadomo co, w jakiś niepojęty sposób przyniesie nam ocalenie. Ale czy tak się stanie, siostry moje? Pytam więc was, bo osłabła na myśl o tych okropieństwach wola moja, co się z nami stanie? Gdzie szukać ocalenia, kiedy trwoga paraliżuje moje ruchy i zdolność rozumowania? Biada Wam wszystkim siostry, biada, oto koniec jest bliski, jeśli jeszcze pilniej nie zaczniemy zgłębiać tajemnic świata tego. Nadziei jednak nie traćcie i na duchu nie upadajcie, bo niezbadane są wyroki Pana.
Wspomnienia z podróży

Wróciłem czasu swego z podróży do dalekich krain, gdzie wielu spraw dziwnych i nieznanych doświadczyłem, o czym pragnę Wam opowiedzieć. Nie o wszystkich od razu, bo czasu by nie starczyło, a światło kaganków rozpraszających ciemność zgasnąć lada chwila może. Widziałem w tych krainach pełnych lasów, pól uprawnych i łąk wielkie dziwy, a w największe zdumienie wprawił umysł mój rodzaj jakiegoś ptaka dotychczas mi nieznanego. Otóż ptak ten pałętał się w pobliżu obejść zamieszkałych przez tubylców i co najdziwniejsze, nie miał chyba zdolności wznoszenia się w powietrze na podobieństwo innych ptaków, choć wymachiwał na próżno skrzydłami. Sierść ów ptak miał białą, wielkości był dwóch, a może nawet trzech dorodnych kur i poruszał się na dwóch łapach zakończonych trzema palcami połączonymi błoną pławną koloru czerwonego. Taką samą błoną połączone są palce stóp moich, co już dawno chciałem wyznać. Dziób owego ptaka był płaski, wyrastający z małej głowy osadzonej na długiej i giętkiej szyi. Odgłos jego przypominał przerywane beczenie kozy skrzyżowane ze szczekaniem żab błotnych w letnie, parne wieczory. Kiedy do owego ptaka zapragnąłem się zbliżyć, aby go dokładniej obejrzeć sobie, ptak rozpościerał nie wiadomo do czego służące mu skrzydła, wyciągał w moim kierunku długą, jak wcześniej wspomniałem szyję i wydawał odgłos przypominający do złudzenia syczenie węża jadowitego, który taki strach budzi u ludzi. Napotkany tubylec obserwujący mnie z bezpiecznej odległości z nieudolnie skrywanym zaciekawieniem, na moje pytanie o nazwę tego ptaka, wybełkotał jakieś mało zrozumiałe słowo ,,gęgol" czy coś takiego. Po czym pośpiesznie czmychnął w pobliskie zarośla. Nie widząc nikogo, z kim mógł bym zamienić chociaż słowo, poleciłem woźnicy memu, aby zaprzestał rozstawiania, gdzie się tylko da, sideł na małe gryzonie i śpiesznie ruszał w dalszą drogę. Gdzieś tak w połowie drogi powrotnej zatrzymaliśmy nasz powóz opodal gęstego lasu, ponieważ woźnica odczuł nie cierpiącą zwłoki potrzebę. Ja zaś udałem się w przeciwnym kierunku na krótki spacer po lesie i na swoje nieszczęście natknąłem się niespodziewane na okutaną szczelnie chustami niewiastę w nieokreślonym wieku, która na mój widok wydała odgłos przerażenia i rzuciła się do panicznej ucieczki. Odruchowo puściłem się za nieszczęsną kobieciną w pogoń i w tym momencie postanowiłem ją zdybać i zaspokoić swe grzeszne żądze. Przydusiwszy struchlałą ze strachu babinę żelaznym chwytem do ziemi oddałem się temu, co zamierzałem, z nieznanym sobie dotychczas zapałem. Ofiara moja nieszczęsna zaczęła wydawać z siebie odgłosy przypominające nawoływania tarzających się w błocie świń i wtedy ze zdumieniem i przerażeniem odkryłem, że niewiasta ta obdarzona została przez naturę męskim przyrodzeniem, co skutecznie ostudziło mój dotychczasowy zapał. Tym razem ja rzuciłem się w przeciwnym kierunku do panicznej ucieczki i słowem nie zdradzając woźnicy co zaszło, poleciłem niezwłocznie pędzić na złamanie karku do domowych pieleszy. Widzicie więc teraz, jak ważna jest w życiu ostrożność i nieuleganie pozorom, które mogą nas wplątać w trudne do rozwikłania sytuacje. I pamiętajcie, co o takich sprawach mówi Pismo. A mówi ono mianowicie, że "On zje przychówek twego bydła, zbiory z twego pola, aż cię wytępi. Nie zostawi ci nic: ani zboża, ani moszczu, ani oliwy, ani przychówka twego bydła większego, ani pomiotu mniejszego, aż cię zniszczy."
niedziela, 24 sierpnia 2008
sobota, 23 sierpnia 2008
czwartek, 21 sierpnia 2008
środa, 20 sierpnia 2008
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
