wtorek, 26 sierpnia 2008

Wspomnienia z podróży

Udało mi się razu pewnego cało, bez zbytniego uszczerbku na ciele i umyśle powrócić z podróży do krainy pełnej dziwnych zwierząt i na wpół zdziczałych przedstawicieli z nazwy tylko ludzkiego gatunku. Co do zwierząt, nie za wiele ich napotkałem, z wyjątkiem jednego, co przypominał dużą, pokrytą kręconą sierścią koloru rudego krowę, a właściwie to byka. Lud tam, jak wspomniałem, wpół zdziczały, gorzałką otumaniony i snujący się w kółko bez celu. Kobiety z wyglądu nie różnią się od mężczyzn i tylko dokładne oględziny przyrodzenia płeć pozwalają rozróżnić. Pomny doświadczeń z poprzedniej podróży, zajęciu temu oddawałem się ochoczo, aby do sromotnej omyłki nie doszło, kiedym krył niewiasty jedną za drugą w lesie zdybane, do którego nieszczęsne nieopatrznie się zapuściły. Raz nawet z rozpędu i braku rozwagi o mało klępy łosia nie pokryłem, myśląc, że to dorodna niewiasta przez chaszcze spłoszona się przedziera. W ostatniej chwili, kiedy ryk właściwy zwierzęciu rzeczonemu wydała, wycofałem się z jej otworów rodnych, spluwając za siebie z obrzydzeniem. Bowiem gdybym się z ową przedstawicielką rodu łosiego złączył, za czas jakiś na świat by przyszedł stwór człosiem zwany, krzyżówką człowieka z łosiem będący. Innym razem sam nieomal ofiarą się stałem niecnym zapędów samicy żubronia, której widocznie figle nieprzystojne z przedstawicielem homo sapiens zalęgły się w resztkach porosłym parą rogów mózgu.

Przy drogach co krok tubylcy runo leśne przyjezdnym wprost ze słoików i toreb foliowych oferowali, a ich kobiety wdzięki swe obnażały kusząc niemiłosiernie. To dobre, że w ich przypadku pomyłka co do rodzaju płci na pierwszy rzut oka była wykluczona. Zbyt prosta to jednak sprawa była, więc jak wspomniałem, chuć więc wolałem zaspokajać z zaskoczenia, rozkoszując się piskiem i wrzaskami zdybanej ofiary. Nie miała litość do umysłu mojego dostępu i konkludowałem, że zdziczenie obiektów mego pożądania nie pozwalało im na rozróżnienie aktów swawoli od normalnej dla nich pory parzenia, rują zwaną. Wyczerpany ledwo dotarłem do pierwszych zabudowań miejskich, z nadzieją, że relaksów wszelakich doświadczę. Jednak próżne to były nadzieje. Musiałem się od mieszkańców płci męskiej opędzać gwałtownie, kiedy mi jajka większe nieco od kurzych natrętnie do sprzedaży oferowali. Ale nie to okazało się zbyt dokuczliwe i zadziwiające. Oganiając się od natrętów podążyłem do rynku, mijałem gaje dębowe i buczynowe, kiedy w jednym z nich stado mężów kucających napotkałem i tajemnice mnogości jaj do sprzedaży oferowanych odkryłem. Ni mniej, ni więcej, znoszone one były przez mężów kucających i te, które ich niewiasty nie brały na wysiadywanie, na targ i prowadzące do miasta drogi wynoszone były w celu wiadomym. Włos mi się zjeżył na głowie, kiedym pomyślał, co też z tych przez było nie było braci naszych zniesionych skorup wylęgnąć się może. Strach mnie taki ogarnął, że tajemnicy tej nie zamierzałem zgłębiać do końca, tylko czym prędzej w drogę powrotną czmychnąłem jak niepyszny, zapominając o dalszym zaspokajaniu grzesznych żądz. O jednym tylko myślałem, aby świadectwo rzetelne dać przygód doznanych, co niniejszym czynię i pozdrowienia ślę gorące dla tych, co słowa moje przeczytać zdołają.

Brak komentarzy: