środa, 27 sierpnia 2008

Świat według Biura

W Biurze dużą wagę przykładało się do ,,pijaru". To, co promowało rzeczone Biuro, rodziło się w mózgach jego właścicieli, małżeństwa zresztą. Mózg właściciela w słoiku z formaliną znalazł się nawet pewnego razu na okładce wydawanej przez Biuro gazety. Produkcja promowanego przez Biuro produktu odbywała się zazwyczaj w miejscu zamieszkania właścicieli firmy i przekazywana była pracownikom Biura do dalszej obróbki przy pomocy telefonu. Świat według właściciela Biura zbudowany był z kasy i jeszcze raz kasy. Zadaniem pracowników Biura było kasę zdobywać, oferując potencjalnym klientom sztandarowy produkt firmy. Kasa od klientów, która raz trafiła do Biura, przepadała zwykle jak kamień w wodę. Biada tym, którzy chcieli ją odzyskać. Według właściciela Biura zarządzanie Biurem polegać miało na wnikliwej i drobiazgowej analizie czynności wykonywanych przez pracowników, którzy według właściciela Biura zwykle obijali się o siebie tylnymi częściami ciała. Co pewien czas Biurem wstrząsały zmiany. Bywało też tak, że do roli hostess angażowana była męską część zupełnie innej firmy, która była piętro wyżej i de facto była własnością właścicieli Biura, ale było to starannie przed klientami obydwu firm ukrywane. Adres drugiej firmy był zupełnie inny niż siedziby Biura gdzie druga firma się znajdowała. Firmy, które raz przekazały do Biura kasę - np. za reklamy na stronach wydawanej przez Biuro gazety - działały właścicielowi Biura na nerwy. Powinny ją przekazywać co najmniej raz w miesiącu. Najlepiej płacąc za rok z góry. Podobnie niekorzystnie na nerwy właściciela Biura wpływały te firmy, które zapłaciły za nigdy niewykonaną przez Biuro usługę. W skandaliczny sposób ważą się upominać o swoje pieniądze. W podobnie skandaliczny sposób zachowuje się autorka pewnej broszury, która w pocie czoła powstała na zamówienie właściciela Biura. Nie było winą właściciela Biura, że nie chciało mu się broszury wykorzystać zgodnie z pierwotnym założeniem. Największą podłością wykazywali się ci pracownicy Biura, którzy nagle rezygnowali z pracy w Biurze. Tak objawiała się według właściciela Biura archetypiczna wręcz podłość. Najlepiej, jak się pracownika znienacka zwalniało w godzinach porannych, tuż po przekroczeniu bramofonu. Używanie w służbowej korespondencji grzecznościowych form było osłabianiem ,,imażu" Biura. To była w Biurze elementarna zasada ,,pijaru". Dlatego jednym z zadań pracowników Biura było wyłudzanie zaproszeń na bankiety i nawiązywanie kontaktów. Nikt, poza właścicielem Biura i jego małżonką nie wiedział po co. Dział marketingu powinien telefonami i mailami osaczać potencjalnych reklamodawców, nie dając im chwili wytchnienia. Tak według właściciela Biura działa marketing na całym świecie. Pewnego razu na celowniku Biura znalazły się Bogu ducha winne firmy z pogranicza zakresu ekspansji Biura. Należało je więc tak zamęczyć tzw. zajawkami i telefonami, aby może z rozpaczy sypnęły kasą za zamieszczenie na łamach wydawnictwa Biura reklamy. Właściciel Biura miał zawsze najnowszy model telefonu komórkowego, który przez pierwsze kilka dni po wejściu w jego posiadanie z nieukrywana dumą okazywał pracownikom, uważnie obserwując ich reakcje. Biada tym, na twarzach których nie pojawił się najmniejszy chociażby ślad zachwytu. Według właściciela Biuro było liderem w swoim segmencie rynku. Kto wie, może rzeczywiście tak było?

Brak komentarzy: