sobota, 8 grudnia 2007

NUMERI (BEMIDBAR)

aż przyszedł dzień
gdy było nas zbyt wielu
aż brat nie poznawał brata
i przy biesiadnych stołach
zajmowaliśmy miejsca tych
co mieli studnie i ogrody
z których ukradkiem czerpaliśmy wodę
i rwaliśmy dorodne oliwki

Zandalee robiło się za małe
i coraz częściej nasi kapłani
nie mieli ochoty spryskiwać ołtarzy
krwią gołębi
chwytanych przez nas w sieci

a przecież kiedyś tęskniliśmy
za naszym Zandalee
zapomnieliśmy że świętym
i kiedy się policzyliśmy
bez słowa sprzeciwu ruszyliśmy przed siebie
przy dźwiękach bębnów i trąb
nie wiedząc kto i dokąd nas prowadzi

Zandalee stawało się wspomnieniem
a my znowu nie byliśmy pewni
czy to co było kiedyś
nie jest przypadkiem tym co będzie

nasze stopy wzniecały pył
i była ciemność
a noc nie różniła się od dnia
i oślepłe ptaki rozbijały mury miast
które chcąc nie chcąc zdobyliśmy bez walki
nie licząc głosu naszych trąb bojowych

doszliśmy do końca
dalej nie było nic
a my nie wiedzieliśmy
skąd i po co wyszliśmy
skoro dalej nie było nic
za nami kości
i zatruta krwią ziemia
pełna sępów i belladonny

nie podnosiliśmy wzroku
głowy kuląc w ramionach
kiedy z końca świata
wracaliśmy w ciszy
tam skąd wyszliśmy
nie wiedzieć czemu i po co

w Zandalee życie powoli wracało do normy

Brak komentarzy: