niedziela, 18 listopada 2007

dzień sześćdziesiąty piąty

Właśnie się dowiedziałem, że przedwczoraj w nocy umarł kolega, rówieśnik, dobry i ciepły Żyd marzyciel, jak ktoś o nim napisał. Jeszcze kilka tygodni temu razem buszowaliśmy na pewnej imprezie, Irek żartował, żadnych znaków nadchodzącej śmierci. Irku, nie znam słów kadiszu, ale chyba znać nie trzeba, żeby go odmówić. Spotkamy się na Twoim pogrzebie.

Brak komentarzy: