poniedziałek, 12 listopada 2007

dzień sześćdziesiąty

Kiedy lat temu kilka, w mroźny i wietrzny dzień lutego, Imć Cezary Bodzianowski wleczony był przez spadochron na sam szczyt krakowskiego Kopca Kościuszki, dzwony katedry Mariackiej milczały, przykład biorąc zresztą z trąbki hejnalisty. Wszystko odbywało się w całkowitym milczeniu, tylko wiatr wydymający czaszę spadochronu świstał ponuro, a ten ponury nastrój najwidoczniej udzielił się naszemu skoczkowi, unieruchomionemu w skórzanej uprzęży na podobieństwo dzikiego rumaka, bo wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego, a tym bardziej dowleczenia go skutecznie na sam szczyt kopca. Ale wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi udało sie, artysta szczęśliwie wylądował na samym szczycie, choć nazywanie całej operacji lądowaniem było dość ryzykownym zabiegiem semantycznym. Wyczyn ten porównać można było z inną jego akcją o kryptonimie ,,Świtezianka", kiedy to umieszczony w koszu strażackiego podnośnika pukał wczesnym rankiem do okien łódzkiego wieżowca, aby zaskoczonym mieszkańcom powiedzieć zwykłe dzień dobry. Grozę całej sytuacji podkreślał jeszcze pamiętający chyba czasy Franciszka Józefa mundur, w który nasz bohater był odziany. Stanie przed wejściem do toruńskiego bodaj Muzeum Astronomicznego z siatką wypełnioną meteorytami, czy galopowanie kłusem wokół pustej areny cyrkowej, takiego ładunku dramatyzmu już nie miało. Miało natomiast najpewniej dla kobiet w różnym wieku, które na krakowskim rynku stały sie wbrew sobie ofiarami natrętnych spojrzeń artysty, a już na pewno dla dyrektora wyścigów konnych na warszawskim Służewcu, nieco zdziwionemu zgłoszeniem do gonitwy tekturowego konia z pięcioma nogami. Długo by jeszcze wymieniać akcje Pana Cezarego, ale jednej na koniec opisania nie jestem w stanie sobie odmówić. Otóż któregoś letniego miesiąca wpadł znienacka na nadmorską plażę w modnym kurorcie i odziany w gimnastyczne spodenki koloru łososiowego i takiż biustonosz, rozpoczął wśród dostojnych, wylegujących sie na kocach i leżakach matron, poszukiwanie swego sobowtóra, w celu zrobienia sobie z nim pamiątkowej fotografii. Historie owe pojmiemy lepiej, kiedy uważnie przypatrzymy się fizjonomii Cezarego B. :)

Brak komentarzy: