poniedziałek, 19 listopada 2007

dzień sześćdziesiąty szósty

Sądząc po numerze dzień niemal diabelski, ale na szczęście tylko niemal. Diabelskie nasienie, diabła wart, grecki διάβολος, czyli kłamca, oszczerca. Pełnej lista upadłych aniołów przedstawić tu nie sposób, ale o kilku gagatkach warto wspomnieć. Samael, Lewiatan, Damballa, Pruflas, to tylko kilku z szajki byłych aniołów, która nie mogła pogodzić się z boskim panowaniem i wszczęła bunt zakończony klęską. Pięknie brzmią imiona innych, jak na przykład Azazel, Seriel czy Turael, bo słychać w nich anielskie pochodzenie. Ale co tam diabły, jutro koncert fadisty Misi z Portugalii. Nigdzie nie można wyczytać jej prawdziwego imienia i nazwiska, bo Misia to pseudonim artystyczny, wzięty zresztą od Misi Godebskiej, w której bodajże podkochiwał się Norwid. Ciekawe, jak Misia trafiła na ślad Godebskiej, dość to intrygujące. Co zaś do fado, to smutku i tęsknoty o podobnym natężeniu odnaleźć można tylko w mornie z Cape Verde, czy niektórych odmianach cygańskiego flamenco. Na pewno w pojedyńczych przypadkach jeszcze w wielu gatunkach, jak chociażby w greckim rembetiko z portowych tawern, ale w tych innych przypadkach nie jest to regułą.

P.S. Dziwna sprawa, próby zamieszczenia dzisiejszych zapisków kilkakrotnie kończyły się niepowodzeniem. To samo spotkało próbę skopiowania wiersza "Samael".


Brak komentarzy: