czwartek, 13 września 2007

dzień szósty

Dzień szósty, ostatni dzień wyłaniania się z mętu i otmętu wszystkiego co jest. Na razie jakbym słuch zatracił na to, co wokół, na odgłosy ulicy, to znaczy ludzi po nich chodzących wolniej lub szybciej. Może po prostu wszyscy za szybko zaczęli chodzić i nie mają czasu na rozmowy, których strzępki nieraz wprawnie wyławiałem mijając przechodniów, niektóre z nich były wręcz perłami. Jak ten u muchach, które wedle pewnej kobiety do drugiej tu żyją, a tam umierają, a człowiek podobnie na ich podobieństwo. I powiedziane to było z mocą właściwą jedynie prawdom z gatunku objawionych. A teraz nic, po prostu nic.

Brak komentarzy: