czwartek, 13 września 2007

Opowieści ściśle prywatne

Wiele spraw i równie wielu ludzi przestało mnie po prostu interesować. Mogłem bez przeszkód snuć swoją opowieść nie oglądając się na nic. To zaczęło wyglądać na w najczystszej postaci święty spokój. Nie byłem ciekaw nadchodzącej przyszłości i nawet nie dlatego, że za dużo się o niej dowiedziałem. Unoszącej nas fali należy zawsze dać się ponieść i to wszystko, co możemy wtedy zrobić. Zbędne ruchy pogarszają sytuację, bo nie znaczymy nic wobec potęgi wody. I tak wyrzuci nas w końcu na jakiś znany lub nieznany brzeg. Nie wiemy i nie trzeba wiedzieć, czy istnieje ktoś lub może raczej coś, co o tym wszystkim decyduje. Strońmy od kategorycznych sądów w tej kwestii, bo bardzo łatwo w tej mierze o brzemienną w skutkach pomyłkę. Kiedy tego czegoś gorączkowo szukamy pamiętajmy, że nikt i nic nas na razie nie odnalazło. Świat w gruncie rzeczy potrafi być czasami piękny i nie należy go na siłę zmieniać. Skoro trwa niezmiennie od tylu lat, być może skrywa w sobie nieznaną nam dotąd mądrość. Wierzmy niezachwianie, że każdy dzień przynieść może niespodziewaną odmianę naszej obecnej sytuacji. Zbyt wielka jest bowiem otaczająca nas różnorodność, aby nic nie ulegało nieuchronnym zmianom, których braku nie kojarzmy zbyt pospiesznie z nudą. Unikajmy zbyt długo trwających poruszeń umysłu i pielęgnujmy błogi spokój właściwy na co dzień aniołom. Nie udawajmy innych niż naprawdę jesteśmy i nie przejmujmy się zbytnio opiniami wypowiadanymi przez tych, na zdaniu których nam nie bardzo zależy. Traktujmy samych siebie z sympatią, bo naprawdę nie ma ludzi doskonałych. Nie oczekujmy nagrody za cnoty umysłu i charakteru, bo gdyby były nagradzane, na świecie nie zostałoby śladu po głupocie, podłości i bezczelności. Nie pijmy nigdy zdrowia szmat i kanalii. Nie oczekując od życia zbyt wiele unikniemy wielu rozczarowań. Cieszmy się zdrowiem i urodą naszych bliskich i cieszmy się radością, jaką może sprawić rozmowa z mądrym człowiekiem, czy obecność naszych najbliższych. Cieszmy się tym, że wciąż potrafimy śmiać się do łez i nie miejmy litości dla wszelkiej maści skurwysynów. Ich matki nie mają z tym nic wspólnego. Cieszmy się z pięknych chwil, jakie udało się nam przeżyć i z tych, które jeszcze nadejdą. Jeśli tylko nie umarła w nas nadzieja, to mimo, że nazywają ją matką głupich, cieszmy się, że jeszcze jest w nas. Nie bądźmy wyrozumiali dla przyjaciół naszych wrogów i nie każdy przyjaciel naszych przyjaciół może być naszym. Nie udawajmy, że nie chcemy śmierci dla morderców naszych bliskich i że życzymy dobrze naszym nieprzyjaciołom. Nauczmy się cieszyć drobiazgami i nie pozwólmy, aby każdy nasz krok musiał czemuś służyć. Bądźmy lojalni wobec tych, których kochamy i pamiętajmy zawsze o wdzięczności wobec tych, co wyciągnęli do nas rękę w potrzebie. Unikajmy skomplikowanych teorii wpędzających w szaleństwo. O wiele trudniejsze są rzeczy proste i nieskomplikowane. Nadmiar finezji w ich rozpatrywaniu nie pozwala czasem dostrzec ich wielkiej urody. Kochajmy ludzi z krwi i kości oraz bądźmy dobrzy, niekoniecznie głosząc pochwałę dobroci. Wstydźmy się tchórzostwa i nie okazujmy strachu, bo naprawdę ma tylko wielkie oczy. Czekajmy niecierpliwie na sny, w których wszystko o czym daremnie marzyliśmy może się przecież wydarzyć. Bądźmy zawsze po stronie słabszych i prześladowanych. Nie martwmy się zbytnio, kiedy giną politycy. Nie brzydźmy się kłamstwem, jeśli tylko może ono komuś pomóc i omijajmy prawdę, jeśli może zabić. Unikajmy za wszelką cenę wielkich słów, bo mało kto w nie wierzy.

Nie sądzę abym to wszystko, co przed chwilą powiedziałem, wymyślił sam. Zresztą nie warto podobnych rzeczy wymyślać samemu. To wszystko już było gdzieś kiedyś powiedziane i zapisane. Trzeba tylko uważnie wsłuchiwać się w kadencje pauz pomiędzy słowami i opanować sztukę uważnego czytania między wierszami. Wszelkie tajemnice mają zwykle to do siebie, że skrywające je zasłony nie są wcale udrapowane w zbyt gęsty i wymyślny sposób. Czasami bywa też tak, że przez cały czas naszych poszukiwań znajdowały się w zasięgu naszego wzroku. Po prostu nie wytężaliśmy go zbyt mocno.

Weźmy na przykład urodzonego w 154 roku Bardesanesa z Edessy, którego ówcześni Grecy zwali Partem. W liście do swego ucznia Awidy radzi mu między innymi, aby ten czytał księgi egipskie, w których mowa jest o przypadkach spotykających ludzi. Uczeń w odpowiedzi prosi swego nauczyciela o wskazanie, które z czytanych przez niego ksiąg są egipskie, a które Chaldejczyków z Babilonu, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Dla Berdesanesa konstelacje gwiazd nie na każdego człowieka miały identyczny wpływ, co w wystarczający mu sposób udowadniało istnienie u człowieka niezmierzonych pokładów wolnej woli. Wedle pewnego zmarłego w 724 roku biskupa plemion arabskich Giwargisa, Berdesanes badając konfiguracje gwiazd odkrył istotną prawidłowość cykli obrotów ciał niebieskich w naszym układzie słonecznym, wedle której istnieje liczba wspólna dla właściwej danemu ciału liczbie obrotów w ciągu sześćdziesięciu lat. Liczba tą było sześć tysięcy i na taki też wiek oszacował Bardesanes istnienie wszechświata. Żyjący prawdopodobnie w piątym wieku Mose Chorenensi, mocno wątpliwy autor ,,Historiae armenicae libri III”, przypisuje jednemu z uczniów Bardesanesa Filipowi, autorowi syryjskiej redakcji głównego dzieła Bardesanesa ,,Liber Legum Regionum”, autorstwo zaginionego dialogu o przeznaczeniu człowieka, dla niepoznaki zatytułowanego ,,Peri heimarmenes”. Czytany wspak okazał się traktatem na temat ludzkiej seksualności. Wspominają o tym również autorzy napisanego jedną z odmian pisma estrangelo katalogu porównawczego wszystkich rodzajów gramatyk syryjskich, Elija bar Simaja i Johannan bar Zo’obi. To dzięki nim dochowało się do naszych czasów coś więcej, aniżeli niewiele mówiąca wzmianka. Dochowało się mianowicie dość dokładne streszczenie prezentowanych tam poglądów. Według nich egzemplarz dialogu mógł zostać ukryty przez Filipa w zbudowanym w dwusetnych latach grobowcu rodziny Hapsai w Edessie, w okolicach mozaiki z kolorowych kamieni, przestawiającej składanie ofiary przez zmarłych. Ciekawe, że dialog rozpoczynają rozważania dotyczące objawów choroby u nubijskich kotów. Jeśli tułów zwierzęcia zaczyna tracić swój walcowaty kształt i nabiera cech tak zwanej flądrowatości, objawiającej się nienaturalnym spłaszczeniem przekroju tułowia, powinno być to dla właścicieli kota pierwszym niepokojącym sygnałem. Zmiana kształtów niemal zawsze idzie w parze z różnej konsystencji wydzielinami z nosa i wewnętrznych kącików oczu. Następnie bez żadnego pozornie logicznego związku pojawia się niczym deux ex machina właściwy temat dialogu. Znamienna jest stanowcza deklaracja autora dotycząca miłości, której nie należy na siłę poszukiwać i bez której nie sposób wedle niego doświadczyć życia w całej jego krasie. Oczywiste jest ponadto odróżnienie uczucia od cielesnej fascynacji, mającej to do siebie, że prędzej czy później, a chyba nawet raczej prędzej, znika równie szybko jak się zdołała pojawić. Filip ludzką seksualność sytuuje na poziomie zwanym przez niego zwierzęcym i jeśli komuś sfera ta potrafi przesłonić świat, znaczyć to może tyle, że ten ktoś dobrze czuje się w świecie rządzonym jedynie przez instynkty.

Przyjemności cielesne mają według niego w ogóle to do siebie, że mimo możliwości uczynienia z nich wyrafinowanej sztuki, prowadzą w każdym wypadku do poszukiwań coraz to nowych podniet niezbyt właściwie trudnych do realizacji. W związku z tym niezbędne stają się coraz to nowe, większe dawki podniet i jedynie wiek niedojrzały lub w wieku dojrzałym uszkodzenia mózgu usprawiedliwiają czerpanie z seksu przesłaniających wszystko inne rozkoszy. Traktując zaś tego rodzaju przyjemności jako objaw czystej fizjologii, bez żadnych konsekwencji natury uczuciowej, sprowadzamy je do mechanicznych czynności nie wartych tak naprawdę zbytniego zachodu. Dla Filipa jest oczywistym, że przyjemności cielesnej natury są kwintesencją wszelkich przyjemności w ogóle, ale łatwość w ich zaspokajaniu czyni je trywialnymi, by nie rzec prostackimi. Do wyższego rzędu przyjemności tego typu zaliczyć trzeba możliwość zaspokajania bez ograniczeń wszelkich fantazji natury seksualnej, osiągając przy tym przeżycia natury transcendentnej, wykraczającej poza płytko rozumianą cielesność. Taki seans zamienia się w rodzaj pierwotnego teatru, na deskach którego lepiej lub gorzej i to zależy już tylko od inwencji i wyobraźni aktorów, mogą oni odgrywać napisane przez siebie role. Ten sposób zaspokajania cielesnych żądz niesie ze sobą w efekcie oczyszczenie naszych umysłów z nagromadzonego napięcia. Im więcej więc zaspokojonych żądz perwersyjnych, to znaczy takich, które traktowane są jako grzeszne, tym większe następuje w efekcie oczyszczenie i efektowny powrót do codziennych zajęć. Stopień odporności na pokusy tego typu podniet u mężczyzn radzi Filip sprawdzić w prosty i według niego niezawodny sposób. Należy po prostu wykorzystując element zaskoczenia zamarkować zamiar zadania ciosu w okolice krocza. Kiedy badany w ten sposób człowiek odruchowo pochyli się, chcąc uniknąć domniemanego uderzenia, jest niemal pewne, że jest niezwykle podatny na podniety cielesnej natury. Brak reakcji świadczy o wrodzonych predyspozycjach do przezwyciężania tego typu pokus. Tylko tak wyposażony przez naturę człowiek jest w stanie zrezygnować dobrowolnie z ich zaspokajania, udowadniając tym tkwiące w ludziach możliwości zerwania więzów narzuconym nam przez przyrodę. Dwoje takich ludzi jest w stanie utworzyć harmonijny, wolny od konfliktów i zagrożenia rozstaniem związek. Badając przyczyny dramatycznych rozstań kiedyś kochających się ludzi widać wyraźnie, że w większości przypadków przyczyną rozstań jest brak cielesnego zaspokojenia lub też zmiana obiektu erotycznego pożądania. Kończąc swoje rozważania Filip wyprowadza śmiały wniosek, że parzenie się ludzi na podobieństwo królików uwłacza możliwościom intelektualnym człowieka i w gruncie rzeczy jest niezwykle obraźliwe dla wrodzonej rodzajowi ludzkiemu dystynkcji.

Ciekawe, że wśród narzędzi używanych przez człowieka głównie do czynności rzemieślniczych, a nieraz i artystycznych, istnieje pewna grupa, których kształt i sposób trzymania w dłoni nie ulega od setek lat znaczniejszym zmianom. O ile można prześledzić pojawiające się od czasu do czasu odstępstwa od pierwotnego kształtu, o tyle w przypadkach właściwego dla danego narzędzia roboczego chwytu takie odstępstwa nie występują. Do grupy tego typu narzędzi niewątpliwie należy kielnia, młotek, piła i dłuto. Nieprawidłowy, niezgodny z setkami lat budowanej na podwalinie niezliczonej ilości prób i błędów tradycji chwyt prowadzi w najlepszym wypadku do wykonania zamierzonej czynności w sposób niezwykle męczący i najczęściej niezgodny z oczekiwanymi efektami. Używając zaś narzędzi w sposób im właściwy, nie odczuwamy zbytnio towarzyszącemu czynności wysiłku, a i efekt zgodny jest z oczekiwanymi wyobrażeniami. Podobnie jest z pieszczotami, jakimi obdarzyć możemy kobietę oraz sposobem, w jakim należy trzymać na rękach niemowlę.

Trochę inaczej jest z pewnym zjawiskiem, jakie zaobserwować można w pornograficznych filmach. Weźmy chociażby sposób pobudzania dłonią przez występujących w nich mężczyzn swych narządów, chciałoby się rzec rodnych, lecz nie o czynności związane z prokreacją przecież w tych czynnościach chodzi. Mają one na celu osiągnięcie pełnego lub utrzymania zanikającego wzwodu, nie wyłączając doprowadzania się samemu do szczęśliwego finału. Okazuje się, że zupełnie inaczej robią to mężczyźni pochodzący z północnej części kontynentu amerykańskiego niż ci wychowani w kręgu kultury europejskiej. Pierwsi używają do tego celu jedynie palców, w przeciwieństwie do mieszkańców Europy używających całej dłoni. Zauważyłem również, że podobnie inaczej używają swych ust kobiety, obdarzające swych partnerów wyrafinowanymi pieszczotami. W przypadku różnic zaobserwowanych u kobiet daje się zauważyć odmienne zachowanie się ich oczu. Te pierwsze, związane pochodzeniem z mężczyznami używających samych tylko palców, swe pieszczoty uzupełniają spojrzeniami otwartych szeroko oczu, którymi obserwują ich efekt na twarzach obdarowywanych nimi partnerów. Te drugie z kolei zamykają przy tym powieki, co budzi wrażenie bardziej intensywnego przeżywania dawanych w ten sposób pieszczot. Nie mam pojęcia skąd się te różnice biorą. Tak samo, jak nie mam pojęcia, skąd biorą się ingerencje prawa w świat aktywności pornograficznej. O ile łatwo jest zrozumieć prawne zakazy dotyczące wbrew woli zainteresowanych nakłaniania ich do udziału w pornograficznych sesjach czy angażowanie do nich dzieci, sytuacja diametralnie się różni, jeśli chodzi o udział w takich przedsięwzięciach zwierząt. Tym bardziej trudno jest to pojąć jeśli przypomnimy, że najbardziej prawdopodobną drogą, jaką wirus HIV dostał się do organizmu człowieka, były jego kontakty z małpami. O przenoszeniu przez bydło i domowe ptactwo groźnych dla człowieka pasożytów wspominać raczej nie warto. Nie chce mi się wierzyć, że jedyną formą przenoszenia na nas przez zwierzęta różnych chorób jest obecność ich nosicieli w łańcuchu pokarmowym, którego ostatnim ogniwem jest człowiek. Zresztą przypadek przenoszenia na człowieka przez kozy pewnej odmiany wirusa, stokroć groźniejszego od wywołującego gąbczaste zwyrodnienie mózgu, nie może być spowodowany spożywaniem ich mięsa, skoro nikt, przynajmniej na kontynencie europejskim, nie słyszał o takich właśnie upodobaniach kulinarnych jego mieszkańców. Argument, że wirus ów może przedostawać się do ludzkiego organizmu poprzez kozie mleko i jego przetwory jest nietrafiony, ponieważ jak na razie obecność wirusa wykryto w każdym przypadku u męskich przedstawicieli koziego rodu zwanych kozłami. Nie stwierdzono ani jednego przypadku obecności wirusa u towarzyszek ich uciech.

Karanie ludzi za udział zwierząt w seansach pornograficznych jest tym bardziej niezrozumiałe, że nieznany jest nam zupełnie stopień zadowolenia, jaki może osiągnąć spółkujące z człowiekiem zwierzę. Ostatecznie występujące w rozmaitych legendach i mitach harpie, sfinksy, centaury czy wreszcie Minotaur, nie pojawiły się przecież na ziemi samoistne. Dobitnie natomiast świadczą o masowo kiedyś uprawianym procederze mieszania się między sobą przedstawicieli różnych gatunków.

W odbieraniu przez nasze zmysły bodźców o wyraźnie pornograficznym charakterze odnaleźć można element czystego przeżycia estetycznego, nie tyle związanego z oglądanym obrazem, ile z reakcjami zachodzącymi w naszym umyśle. Występuje tu pewna trudność, związana z umiejętnym wyodrębnieniem z masy w sumie powtarzalnych obrazów subtelnych różnic, umiejętnie budujących odpowiedni nastrój. To jednak przychodzi z czasem, wypełnionym intensywnym obcowaniem z dużą liczbą tego typu dzieł. Oczywiście szczytem pornograficznej wykwintności byłoby umieszczenie mocno erotycznych treści w finezyjnych pod względem intelektualnym dekoracjach, z udziałem aktorów zaprzeczających swą fizycznością landrynkowatym kanonom urody. Taka obsada umożliwiłaby dotknięcie istotnych objawów codzienności, nieobecnej w gruncie rzeczy w pornograficznych produkcjach. Połączenie intelektualnej inkrustacji z powyższym postulatem mogłoby stworzyć warunki do powstania dzieła mogącego w sposób równouprawniony funkcjonować w świecie szeroko rozumianej sztuki. Nie wiem dlaczego, ale najdoskonalszą formą spełniającą wspomniane wymogi wydaje mi się, zgodnie zresztą z etymologią terminu, obraz. Najlepiej ruchomy.

Brak komentarzy: