piątek, 14 września 2007

Opowieści ściśle prywatne

Zastanawiam się, czy muzyczne dźwięki można w jakiś tajemniczy sposób zamknąć na zawsze w słowach. Czy na przykład nagłe i niespodziewane zmiany gramatycznych czasów w opowiadanych historiach można porównywać z zaskakującymi słuchacza zmianami muzycznego tempa utworu, lub jego żwawą linię melodyczną z potoczystym rytmem jakiejkolwiek narracji? Tak mi się teraz wydaje, że od zawsze podejrzewałem w słowach zaklętą na wieki muzykę, którą czasem można jednak usłyszeć. Wierzę też w to, że można słowa opowiadanych historii ułożyć w charakterystyczne dla rozbrzmiewającej muzyki formy, bez szkody dla wymowy opisywanych wydarzeń. Nie bardzo natomiast potrafię wyobrazić sobie innego procesu, w którym możliwy jest przekład słów na charakterystyczny dla muzyki język i powiem nawet, że nigdy o takim przypadku nie słyszałem. Oczywiście nie biorę pod uwagę muzyki powstałej jako ilustracja słów zasłyszanych, co w najbardziej karykaturalny sposób widoczne jest na przykład w państwowych hymnach czy wojskowych marszach. Jednak w najbardziej oczywisty i naturalny sposób muzyka wiąże się ze stanami naszych dusz i w nie do końca podobny sposób z odbieranymi przez ludzkie oko obrazami. Nie trudno przecież, jeśli chodzi o drugi z wymienionych przypadków związany z tym, co dociera ze świata do naszych oczu, wyobrazić sobie muzyczne dźwięki ilustrujące oglądany przez nas obraz, jak również na odwrót. Rodzaj postrzeganego przez nas obrazu nie ma tu najmniejszego znaczenia. Powyższe uwagi tyczą się zarówno scen wziętych z tak zwanego życia, będących częścią otaczającej nas rzeczywistości, jak również obrazów utrwalonych na malarskich płótnach czy filmowej taśmie. Powstaje więc w tym miejscu pytanie o możliwą obecność muzycznych dźwięków w świecie innym, niż stworzonym przez samą muzykę. Jeśli na postawione pytanie odpowiemy twierdząco, to być może tkwi tu tajemnica całej sztuki komponowania, która polegać może na wydobywaniu z otaczającego nas świata zaklętych w różne jego przejawy dźwięków i tylko niewyjaśniona pozostaje kwestia, czy rola kompozytora nie sprowadza się przypadkiem do ułożenia ich we właściwej sobie kolejności. Nie jest to na pewno rola błaha i najdalszy byłbym od tego, aby ją w jakikolwiek sposób umniejszać. Nie dowiemy się raczej nigdy, czy aby na pewno komponujący swe ,,Pasje” Bach odkrył składające się na nie dźwięki w dokonanym przez ewangelistów opisie męki chrystusowej, co sam proces komponowania pozwoliłoby nam lepiej pojąć. Choć z drugiej strony można podejrzewać, że łaciński tekst i porządek żałobnych mszy nie musiał mieć tak dużego wpływu na mozartowskie ,,Requiem”, które jak można przypuszczać, powstałoby niezależnie od wyznawanej przez kompozytora religii. Oczywiście, że można by poddać tego rodzaju pobieżnej analizie większą liczbę przypadków, ale w tym momencie ich ilość wydaje się wystarczająca. Zapytajmy więc teraz raczej, co tak naprawdę poza emocjami chce przekazać dźwięcząca nam w uszach muzyka. Na pewno, z czym zgodziliśmy się wcześniej, nie przekazuje nam żadnych słów, które niezależnie od pełnionej w procesie wzajemnej ilustracyjności roli są właściwie w tym przypadku zbędne. W o wiele jednak większym stopniu to właśnie słowa są w stanie przekazać nam jakąś muzykę. Faktu, że muzyka może przekazać nam jakieś ukryte w konfiguracji dźwięków obrazy wykluczyć nie można, jeśli weźmiemy pod uwagę możliwe pochodzenie z zewnętrznego świata składających się na nie dźwięków. Jeśli z kolei chodzi o emocje, to w pierwszym rzędzie pochodzić one muszą z duszy układającego muzykę kompozytora, choć też nie można wykluczyć, że niezależnie od pierwotnego pochodzenia przekazywanych nam przez dźwięczącą muzykę emocji ich twórcy, pewien ich rodzaj rodzić się może w naszych głowach, a dokładniej w mrocznych i nieraz dla nas samych nieznanych zakamarkach pamięci, skąd ciemną nocą wychodzą zwabione różnymi dźwiękami. Nie wiem na pewno do końca czy muzyka, podobnie jak niektóre słowa, ma dar zwodzenia i prowadzenia tam, gdzie nigdy przedtem nie byliśmy. Bo słowa taki dar niewątpliwie mają, co najłatwiej zobaczyć po skutkach słuchania lub wypowiadania niektórych z nich. Mogą nas one w pewnych okolicznościach zaprowadzić na przykład za więzienne kraty, na barykady, czy wręcz na koniec świata. Mogą również spowodować, że oczarowani nimi słuchacze zrobią dla nas wszystko, czego tylko od nich zażądamy lub o co poprosimy. Czy słyszał ktoś o takiej mocy oddziaływania muzyki, która co najwyżej skłonić nas może do tańca i utraty tchu, w wyniku wykonywania składających się na taniec mniej lub bardziej wymyślnych figur czy kroków? Muzyką nie można przecież nikogo oszukać, jeśli jest się oczywiście jej dość pilnym słuchaczem. Pamiętać również należy, że o ile każde słowo niezależnie od sposobu jego użycia pozostaje na wieki słowem, tak nie każdy rodzaj muzyki jest muzyką. Nie będzie nią na pewno mechanicznie lub bez serca ułożona kombinacja dźwięków, niezależnie nawet od jej zamierzonej lub nie przypadkowości. Taka muzyka jest co najwyżej melodią, a nie każda melodia od razu zasługuje na miano muzyki. Zapyta ktoś w związku z powyższym, jak to jest w przypadku muzyki z ciszą. Moim zdaniem w sposób niebudzący najmniejszych wątpliwości cisza należy do otaczającego nas świata i nie ma żadnych powodów, aby traktować ją jedynie jako nieobecność dźwięku. Skoro tak, to jak w przypadku wszystkich innych elementów otaczającego nas świata, również i w ciszy mogą ukrywać się jakieś zaklęte w niej dźwięki, być może o wiele trudniejsze do odnalezienia aniżeli w pozostałych przypadkach. Pominę tu problem znaczenia i wydźwięku umiejętnie w muzyce stosowanych pauz, w celu uwypuklenia na przykład różnicy pomiędzy rozdzielonymi przez nią dźwiękami. Można właściwie powiedzieć, że cisza w muzyce jest pełnoprawnym składnikiem większej całości, w której niezbędny jest każdy nawet najmniejszy element. Z ciszą związane jest również wspomniane wyżej rozróżnienie pomiędzy muzyką a niektórymi rodzajami melodii. W tych, które na miano muzyki nie zasługują, cisza po prostu nie istnieje, nawet w postaci pauz. To tak jak w wypowiadanych słowach, uwypuklanych jakże często przez milczenie. Dlatego chyba tak mało zrozumiałe są dla słuchających ich ludzi słowa wypowiadane z nadmierną szybkością. Często taki, wylewający się z ust mówcy zbyt szybko brzmiący potok słów, nazywany jest po prostu bełkotem.

Brak komentarzy: