sobota, 22 września 2007

Opowieści ścisle prywatne

Prawdopodobnie po drugiej stronie ulicy, tej z parzystymi numerami, można zobaczyć i nawet dotknąć niektórych bogów, którzy jak podejrzewam rodzą się i umierają na niebiesko, w przeciwieństwie do szarych barw naszej rozpaczy. Taki kolor doskonale zlewa się z tłem i nie widać wtedy wyraźnie kształtów biedy i cierpienia. Bardzo jestem niektórych bogów ciekaw, szczególnie tych, co potrafią ledwo dostrzegalnym ruchem ręki zsyłać deszcze, a i zdarza się, że całe roje komet. Wiele osób głęboko wierzy, że nigdy nie umierają i niczego się nie boją. W półlegalnie kolportowanych przewodnikach można poczytać jak tam naprawdę jest, choć poszczególne wydania potrafią zasadniczo się różnić, jeśli chodzi o szczegóły. Nie ma na przykład pewności co do deszczów, które podobno nigdy tam nie padają. Co do jednego panuje całkowita zgoda. Chodzi o jedną z największych atrakcji, jaką jest podróż na drugą, tę wiecznie ciemną stronę księżyca. Ci, którzy tam byli, opowiadają o szybujących po niebie stiukowych albatrosach i mosiężnych likaonach z wiernie odlanym skowytem, uważnie nasłuchujących pulsującego światła gwiazd.

Na ostatnich stronach wszystkich chyba bez wyjątku przewodników po tamtej stronie można przeczytać wytłuszczone czerwonym drukiem ostrzeżenie związane z tymi, których kiedyś zdradziliśmy. Niestety jest to jedyna temu poświęcona informacja. Więcej znaleźć można w wydanej w 1921 roku w Paryżu przez Claude’a Auge w jednym egzemplarzu książce, której tytuł odczytać można jedynie przy pomocy lupy. Jest ukryty na płóciennej okładce w łososiowym odcieniu w finezyjnych liniach rysunku przedstawiającym profil dziewczyny w wieńcu na głowie, która wpatruje się w trzymany delikatnie dwoma palcami lewej dłoni kwiat dmuchawca i swoje w nim odbicie. Część kwiatu zdmuchnął może powiew wiatru albo nieśmiały oddech dziewczyny i widać wyraźnie, choć nie jest to narysowane, że stoi ona na łące, nad którą płyną rozświetlone słońcem obłoki. Kiedy spojrzymy na rysunek przez szkło powiększające i odchylimy spadające na prawe ramię dziewczyny włosy, na jej ramieniu zobaczymy wytatuowany napis ,,Je seme a tout vent”, który jest tytułem tego pozbawionego autora dzieła. Począwszy od prawej kolumny strony tysiąc pięćset sześćdziesiątej dziewiątej aż do połowy też prawej kolumny strony tysiąc pięćset siedemdziesiątej siódmej, dowiedzieć się można więcej szczegółów na temat wspomnianych zaledwie jednozdaniowych ostrzeżeń, dotyczących możliwości niezbyt przecież przyjemnych spotkań z ludźmi kiedyś przez nas zdradzonych. Podobno można ich tam spotkać na każdym kroku i nie ma wtedy mowy nawet o odrobinie litości. Tak to już jest i nie warto wnikać dlaczego. Kto takie spotkanie zniesie z przyrodzoną ciałom astralnym godnością, ten może w zamian na okrągło oglądać całe swoje życie i nawet co nieco, oczywiście w granicach rozsądku, w nim pozmieniać. Ale to zależy od decyzji pewnego człowieka, o którym mówią, że był kiedyś rybą albo ptakiem i bardzo sumiennie wypełniał obowiązki wichru. Bardzo za wszystkim tęsknił, a najbardziej za wplątanym w cierniowe kolce zapachem bzu i świstem ledwo co puszczonego w ruch garncarskiego koła. Łatwo go poznać po zachowaniu się drzew, a mówiąc precyzyjniej liści, kiedy przechodzi obok nich zbyt blisko. Uwierzę we wszystko, ale nie w to, że milkną wtedy przerażone. Jest napisane, że kiedy uda mu się zapomnieć do ostatniej litery treść wszystkich kiedyś przeczytanych ksiąg, będzie mógł na moment wrócić tam skąd przyszedł, dokładnie trafiając w czas, w którym wkroczył na ścieżkę grzechu i występku. Sam doszedł do wniosku, że wystarczy wtedy tylko ledwo dostrzegalne skinienie palcem i uruchomiony w ten sposób ciąg następujących po sobie zdarzeń odbędzie się w zupełnie innej konfiguracji. Nie znaczy to jednak wcale, że będzie mógł na nowo przeżyć swe zmarnowane życie. Będzie je mógł tylko z bezpiecznej odległości obserwować i wcale nie jest pewne czy wszyscy ci, którym za życia wyrządził jakąkolwiek krzywdę, zdołają cokolwiek zauważyć. Innymi słowy zobaczy swoje życie takim, jakim chciałby żeby było i nic więcej, choć moim zdaniem jest to niezwykle dużo.

Brak komentarzy: