środa, 17 października 2007

dzień czterdziesty

Zdaje się, że dni tyle Joszua Ha-Nocri na pustyni spędził, aby umysł oczyścić przed najważniejszą w swoim ziemskim życiu próbą, z której jak chcą uczeni w Piśmie, wyszedł zwycięsko. Nie mnie o tym sądzić, bo nie są zbadane do końca boskie wyroki.
W kraju histeria, bo jakiś baboposeł wziął kontrolowaną łapówkę i po złapaniu za rękę odstawił w sejmie spektakl, że to z miłości i że został sprowokowany przez agenta CBA. Baboposeł czysty jak łza i co tak w ogóle te wstrętne Kaczory od niego chcą. Ich wina, że na pokusę wybrańca narodu wystawili, a wybraniec bywa czasami człowiekiem i ułomną ma naturę. Zauważ drogi czytelniku, że nie jest dla mnie ważne, z jakiej to partii jest baboposeł, bo nie jest to w tym najważniejsze. A tak w ogóle, to daje się zauważyć stosowanie jakiejś taryfy ulgowej do baboposła, bo to przecież kobieta, zalana łzami i zakochana. To jest dopiero koszmar, że jest w ogóle jakieś społeczne przyzwolenie na złodziejstwo, kiedy sie jest na politycznych szczytach. Jednego takiego za kare kiedyś wystawili do europarlamentu i jeszcze się chwalili skutecznością w oczyszczaniu własnych szeregów z korupcji. Niektórym to ta nienawiść do PiS-u rozum odbiera i lada moment partia ta odpowiedzialna będzie za powodzie, gradobicia i wszelkie inne plagi.

Brak komentarzy: