środa, 3 października 2007

Sceny z życia Biura Promocji Głupoty

Miejsce akcji: sala konferencja

Osoby: z poprzednich scen

Scena V

Wszystkim z przerażenia włosy zjeżyły się pionowo. Wszystkim, oprócz Bartka, który zajęty w toalecie masturbacją nie zauważył co się w ogóle stało.

Prezes: Nie wypadliśmy przecież sroce spod ogona. Nie jesteśmy żadną tam hetką-pętelką bez nipu. Żadnych pieniędzy. Niech dadzą reklamę. Powtórzcie.

Wszyscy chórem: Żadnych pieniędzy! Niech dadzą reklamę! La donna mobile! Siedemnaście mgnień wiosny! Keine grenzen!

Mateusz (contr tenorem): O sole mio!

Bartek: Ale jaka jest teza?

Doris: Kto ma nip, ten nie ma dostępu do bip!

Elwira: Gdzie jest stojak? Przed chwilą tu był! Ja chcę na stojak!

Olga: A czyj mózg leży tam na parapecie?

Agnieszka: Chyba nie tej wściekłej krowy z okładki?

Prezes: A dlaczego nie? Co w tym dziwnego?

Agnieszka: Panie prezesie, przecież tego nie kazał nam pan powtarzać!

Bartek: Ja myślę panie prezesie, że najlepiej byłoby powtórzyć to w weekend.

Mateusz: Co powtórzyć? Co powtórzyć? Jak chcesz się tak bardzo bawić narządem, to zadzwoń do Ireny!

Bartek: Przecież wy jesteście na targach! A ja nie mogę być hostessem! One się chyba często kąpią!

Elwira: No nie! Ja muszę dzwonić do biskupa.

Prezes: Żadnych pieniędzy pani Elwiro. Niech biskup zadzwoni do nas, jak taki mądry.

Elwira: A po co? Przecież konferencja jest odwołana, a tekst o muchach daliśmy na targi.

Prezes: Pytajcie Mateusza.

Olga: Mogę pana, panie Mateuszu o coś zapytać?

Mateusz: Nie bardzo.

Olga: Jednak nalegam!

Mateusz: Skoro pani musi, to proszę.

Olga: O co mam pana zapytać?

Doris: Olga, nie męcz pana Mateusza. I tak na razie nie mamy nipu. Przecież pan Mateusz nie wykupi za ciebie prenumeraty! Zapytaj lepiej o wysyłkę!

Żaneta: Przecież to proste. Musimy uważać na rozkwit polskiego laboratornictwa.

Prezes: Ustalcie to między sobą.

Budynek firmy zaczyna drżeć w posadach. Słychać odgłosy burzy i kwik zarzynanego zwierzęcia. Słychać też skrzypce, na których ktoś wygrywa pierwsze ,,Capriccio” Paganiniego. Wicher zrywa dach z budynku i porywa całą załogę, która trzymając się za ręce frunie po niebie w kierunku firmy Winterhalter, do Józefowa. Lecą na pokaz mody odzieży roboczej. Biedni nie wiedzą, że Janusz Śmietana rozstawił tam gęsto najrozmaitsze pułapki na szkodniki. Wszyscy, z wyjątkiem prezesa, w nie wpadną. Co to będzie? Co to będzie? A jeszcze Janusz Ś. rozwiesił lampy owadobójcze. Rany boskie!

Elwira (śpiewa): Ula paloma blanca!

Mateusz: Dlaczego?

Zaczyna recytować w oryginale ,,Elegie duinejskie” Rilkego. Podniebny korowód zbliża się majestatycznie do Józefowa.

Brak komentarzy: