poniedziałek, 1 października 2007

dzień dwudziesty czwarty

No i poległ poniedziałek w tej nierównej z pozoru walce, chowając się prawie całkiem pomiędzy kartki kalendarzy na całe sześć dni. Może kiedyś pojawi się na Ziemi nowy święty Jerzy, który włócznią przebije na wylot poniedziałkową bestię, wysyłając na zawsze jej dusze w piekielne otchłanie, skąd nigdy nie będzie już miała powrotu. Niestety jak na razie dni tygodnia są niezniszczalne, przychodzą i odchodzą tanecznym krokiem, w rytm obrotów planety wokół własnej osi. Wstrzymanie obrotów ciał niebieskich nie leży jak na razie w naszej mocy. Wszyscy podnieceni telewizyjną debatą Kaczyńskiego z Kwaśniewskim, jak gdyby polemika z rzadkiego gatunku człowiekiem bez właściwości, jakim był i jest Kwaśniewski, mogła być czymś podniecającym. Rozumiem Kaczyńskiego, worek treningowy jest potrzebny. Ale w ząb nie rozumiem popularności pijaka, kłamcy, faceta bez jaj, który jak kameleon zmieniał swoje poglądy, zresztą tak samo jak wagę.

Brak komentarzy: