poniedziałek, 1 października 2007

sceny z życia Biura Promocji Głupoty

Miejsce akcji: firmowa sala konferencyjna

Osoby: prezes firmy, Agnieszka, Olga, redaktor Bartek, Mateusz

Scena III

Prezes: Panie Bartku, niech pan przestanie dłubać w nosie!

Olga: No właśnie panie prezesie, nie dość, że Bartek cuchnie, to jeszcze na dodatek robi takie obrzydliwe rzeczy. Ja nie mogę w takich warunkach jeść cukierków!

Agnieszka: Tak Bartku! To nie pierwszy raz.

Mateusz: To trzeba dać na okładkę do następnego numeru.

Prezes: Ale co masz na myśli?

Mateusz: To, co przed chwilą robił Bartek. A ponadto nie wiem, czy zauważyliście, że Bartek bez przerwy drugą ręką drażni sobie narządy. I to przy nas. Bartek! Wyjmij do cholery te rękę z kieszeni i skup się trochę.

Bartek: Teraz to już się czepiasz! To nie moja wina, że Irena cały czas obiecuje mi seks. A ja nie mogę tak często się kąpać, tym bardziej, że teściowa niedługo wyjedzie.

Prezes: Słuchajcie, skoncentrujmy się na priorytetach. Czy ty Mateuszu wiesz, co się tam na górze dzieje?

Mateusz: Ogólnie tak. Tylko nie wiem, czy chodzi ci o to, co się w tej chwili tam dzieje?

Prezes: Właśnie w tej chwili.

Mateusz: W tej chwili to nie wiem.

Prezes: A czy mógłbyś się dowiedzieć? Oczywiście nie teraz, tylko po zebraniu.

Mateusz: Oczywiście!

Prezes: To wróćmy do najważniejszych spraw. Mam pytanie do pani Agnieszki i do pani Olgi. Jak to się stało, że w ostatnią sobotę i niedzielę nie pracowaliśmy? Możecie mi to wytłumaczyć?

Agnieszka: Panie prezesie, to jest bardzo proste. Gdyby doktor Zwolak był wobec nas w porządku, na pewno przyszłybyśmy z Olgą w ten weekend do pracy. To nie nasza wina, że Wiesław Wędliniarz przesyła naszej księgowej swoje nagie zdjęcia. I to przez telefon. Tfu! Ja wiem, że składanie numeru jest nieprzewidywalne, ale to już chyba przesada. Ja nie bardzo mogę zrozumieć, dlaczego mamy z Olgą przychodzić do pracy w sobotę i niedzielę, skoro Bartek nie reaguje na nasze uwagi. Ostatecznie to nie my wysyłamy swoje zdjęcia z wanny, wiec naprawdę nie rozumiem o co chodzi!

Olga: A ja chciałabym dodać, że pan Mateusz obiecał, że ponosi mnie na rękach i nie dotrzymał słowa.

Prezes: To prawda Mateuszu?

Mateusz: Trzeba spytać Bartka.

Prezes: Panie Bartku, co pan na to?

Bartek: Panie prezesie, ja protestuję! To, że Irena robi mi ostatnio dobre kanapki, nie ma przecież żadnego wpływu. Powiedziałem ostro teściowej, że zdjęcia nie mogą wchodzić na spad i to nie jest tylko sprawa wyimków. Taka jest moja teza i nie widzę lepszej.

Nagle salę konferencyjną ogarnia ciemność. Bartek wykorzystuje sytuację i szybkimi ruchami dłoni w kieszeni doprowadza się do orgazmu, wydając przy tym odgłos będący skrzyżowaniem kwiku i gulgotania indora. Olga i Agnieszka przerażone znikają pod stołem.

Prezes: Co się dzieje?

Mateusz: Nie bardzo wiem! Ale zaraz, popatrzcie! Za oknem coś się dzieje!

Prezes z Mateuszem po omacku podchodzą do okna. Nagle w roku sali pojawia się niewyraźnie podświetlona, sięgająca głową do sufitu, zakapturzona postać z gazetą w dłoni. Ubrana jest w strój przypominający habit zakonnika.

Zjawa (podśpiewuje): Gdzie strumyk płynie z wolna, gdzie szumi sobie las, stokrotka rosła polna, a nad nią szumiał las. Stokrotka rosła polna, a nad nią szumiał las, zielony las.

Nagle Zjawa znika tak nagle, jak się pojawiła. W Sali na powrót robi się widno. Olga z Agnieszką ostrożnie wychodzą spod stołu, kurczowo ściskając się za ręce. Bartek rozgląda się nerwowo wokół szczekając zębami.

Prezes: Co tam leży w rogu?

Mateusz (podnosi gazetę, którą trzymała Zjawa): To przecież ,,Przegląd Spożywczy”!

Brak komentarzy: