poniedziałek, 1 października 2007

Opowieści ściśle prywatne

Któregoś razu późnym popołudniem nie zdążyłem na autokar z Siedlec do Białej-Podlaskiej, które leżą od siebie oddalone o ponad sto osiemdziesiąt kilometrów. Miałem dojechać do wioski leżącej mnie więcej w połowie drogi. Wsiadłem więc w inny autokar, skręcający kilka kilometrów przed celem mojej podróży w bok, skąd nietrudno już było dojść tam gdzie chciałem pieszo. Na asfaltowej szosie biegnącej przez las, mijałem właśnie znak informujący, że Biała-Podlaska leży ponad osiemdziesiąt kilometrów stąd, kiedy mijający mnie na rowerze mieszkaniec którejś z okolicznych wsi i jak się potem okazało tej, do której maszerowałem, rzucił pozdrowienie ,,Niech będzie pochwalony!”. Odpowiedziałem jak Bóg przykazał i zapytałem:

-Daleko jeszcze do Białej-Podlaskiej?

Rowerzysta niemal spadł ze swojego wehikułu i patrząc na mnie z niedowierzaniem wykrztusił:

-Panie! Przecież to będzie z osiemdziesiąt kilometrów! Z hakiem!

-No popatrz pan! A rano w Siedlcach powiedzieli, że to niedaleko!

Widać było jak na dłoni, że w jego skołatanej głowie zalęgło się podejrzenie, że tak od rana wędruję w kierunku Białej-Podlaskiej, wprowadzony w błąd przez jakiegoś siedlczanina. Niestety nie potrafiłem powstrzymać wybuchu śmiechu, do którego po chwili dołączył z wyraźną ulgą miejscowy rowerzysta. Porządek świata, w którym nie ma miejsca dla pokonujących pieszo takie odległości ludzi z miasta, okazał się jednak trwały i niewzruszony. Ruszyliśmy szosą w kierunku Białej-Podlaskiej, a mój rozmówca, zataczając wokół mnie swym rowerem regularne elipsy, usiłował bezskutecznie dowiedzieć się do kogo przyjechałem. Jego ciekawość została zaspokojona dopiero w chwili, kiedy zbliżyliśmy się do pierwszych zabudowań wsi.

Brak komentarzy: