środa, 10 października 2007

Opowieści ściśle prywatne

Nie mogę przypomnieć sobie tekstu czytanego we śnie na skrawku strony jakiejś starej gazety. Litery nie były widoczne gołym okiem i musiałem używać lupy. Były tam też moje ręczne notatki i te odczytałem bez trudu. Nie było w nich nic niepokojącego, czego nie można powiedzieć o niezrozumiałym podpisie pod czarno białą fotografią, przedstawiającą fragment jakby cmentarnego muru z ręcznie kutą żelazną bramą. Bardziej od podpisu zaniepokoiło mnie to, co ujrzałem na zdjęciu. W małym fragmencie muru było coś, co nie dawało się pojąć i co prawdopodobnie przeczyło wszystkim znanym prawom fizyki. Sam już nie wiem, czy przypadkiem nie cieszyć się z tego, że nie mogę tych najistotniejszych z mojego snu rzeczy dokładnie sobie przypomnieć. Nie mogę też sięgnąć do książki o sztuce pamięci z dokładnym opisem wysokiej na trzy metry, zbudowanej na planie koła drewnianej kopuły, z wewnętrznymi ścianami złożonymi z szuflad skrywających w sobie coraz to mniejsze. W porządku biegnącym od ogółu do szczegółu pełne były kojarzących się ze sobą symboli, pojęć i istniejących na świecie przedmiotów. Na środku pomieszczenia znajdowała się niewielka arena, otoczona kilkustopniowym kręgiem schodów umożliwiających sięgnięcie szuflad umieszczonych najwyżej. Półkuliste wnętrze miało w założeniu odzwierciedlać kształt przykrywającej Ziemię kopuły niebieskiej, z naniesioną mapą nocnego firmamentu. Zgromadzona w odpowiednio oznakowanych szufladach zawartość miała umożliwiać poruszanie strun pamięci, w celu przypominania sobie rzeczy zapomnianych i ułatwiać zapamiętywanie tego, co zapamiętać chcemy. Był to tak zwany Teatr Pamięci, zbudowany w szesnastym bodajże wieku przez niejakiego Gulia Camillo. Podobny kształt miał również budynek szekspirowskiego teatru Globe. Zarówno budynek londyńskiego teatru, który kiedyś tam spłonął, jak i opisywana budowla nie zachowały się do naszych czasów.

Do książki zajrzeć nie mogę, bo swego czasu podarowałem ją umierającemu poecie, którego zaintrygowała opowiedziana przeze mnie jej treść. Martwił się o czas potrzebny do jej przeczytania. Spoczywa do dnia dzisiejszego na półkach jego przepastnej biblioteki i to jest dla niej najlepsze z możliwych miejsce. Na straży wszystkiego, co po nim zostało, stoi jego wierna żona, wypełniając z miłością ostatnią wolę męża. Obiecuję sobie sumiennie, że wreszcie ją odwiedzę.

Co do książki, dostałem ją od tłumacza, byłego wtedy już narzeczonego starszej siostry Hanki. Alka miała długie nogi i nosiła spódniczki nie do końca zakrywające jasne figi. Obydwoje studiowali filozofię w katolickiej akademii i kiedy Alka kończyła swoją magisterską pracę o Awicennie, pozwoliła mi nawet na jakąś drobną pomoc technicznej natury, w rodzaju numerowania w odpowiedniej kolejności występujących w pracy przypisów. Wiele lat później, kiedy Alka i Witek nie będą już razem, dojdą mnie słuchy, że Witek w wiedeńskiej bibliotece odkrył uważane za zaginione łacińskie tłumaczenie jakiegoś tekstu Arystotelesa. Kiedy byli razem, widać było, że bardzo się kochali. Ale któregoś dnia już ze sobą nie byli. Zanim zdołaliśmy ochłonąć po tym niespodziewanym wydarzeniu, Alka ogłosiła, że emigruje do Kanady że świeżo poślubionym mężem. Kiedy na pogrzebie mamy obydwu sióstr podszedłem do Alki aby ją uścisnąć, chyba nie mogła mnie sobie skojarzyć. Może ból spowodowany śmiercią matki tak wpłynął na jej pamięć, a może wiele rzeczy już wcześniej chciała zapomnieć. Na pogrzebie nie była już tą długonogą dziewczyną.

Brak komentarzy: