wtorek, 2 października 2007

sceny z życia Biura Promocji Głupoty

Miejsce akcji: biurowe pomieszczenia BPG

Osoby: jak wyżej

Scena IV

Prezes: Posłuchajcie, to niesamowite. Co to mogło być?

Elwira: A o co w ogóle chodzi?

Doris: Panie Tadeuszu, pytałam przed zebraniem pana Mateusza o zwrot.

Prezes: Jaki zwrot?

Doris: Zwrot wysyłki prenumeraty. Chodzi o to, że koperta wróciła z adnotacją o śmierci adresata. I pytałam pana Mateusza, czy rodzinie nieboszczyka wysyłać fakturę pro forma.

Prezes: Nie pytać pani Doris, tylko wysyłać! Dopóki jeszcze rodzina ma pieniądze na pogrzeb. Potem może być za późno.

Żaneta: No właśnie szefie!

Mateusz: Najważniejsze, żebyście nie zostały spaskudzone. Tak jak pani Dorota.

Dorota: Ale ja, panie Mateuszu, nie czuje się spaskudzona!

Mateusz: To tylko się pani tak wydaje.

Bartek: Powiedzcie o co chodzi, bo zaraz będzie dzwonić Irena.

Agnieszka: A co z nip?

Prezes: Jakim nip?

Agnieszka: Prosiłam Olgę, żeby podała nam swój nip.

Prezes: A po co?

Olga: Bo ja panie prezesie nie chcę dłużej mieć regonu. Elwira mówiła, że ona już ma nip europejski i ja też chcę taki mieć.

Mateusz: Uważajcie dziewczęta, żebyście potem nie musiały spędzać.

Żaneta: Czy chodzi o kaeres? Jeśli tak, to ja mogę z pensji zapłacić za reklamę na rozkładówce. Opłaca się. Przecież ja mam procent od sprzedanych reklam. Prawda dziewczyny?

Elwira: A możemy panie Tadeuszu wszystko powtórzyć, żebyśmy miały pewność, że wszystko dobrze zrozumiałyśmy?

Prezes: Lepiej, żeby każdy zajął się swoimi sprawami.

Mateusz: Ale będziecie pamiętać o spędzaniu? Spaskudzić się jest łatwo, tylko potem jest gorzej.

Renata: Co się działo na zebraniu?

Prezes: Właśnie, dobre pytanie. Mateuszu, co to było?

Mateusz: Prawdopodobnie Berdowski straszy. Albo Chabowski.

Żaneta: Ojej! Nie mówcie tak proszę! Nie będę mogła zasnąć.

Prezes: Przecież ich nie ma w radzie programowej!

Mateusz: Właśnie dlatego.

Z radia obok biurka Żanety zaczyna coraz głośniej pobrzmiewać muzyka. To ostatnie takty ,,Ody do radości” z IX symfonii Beethovena. Płynnie przechodzi w klasycznego kankana z czasów Toulouse-Lautreca. Na środku pokoju ni stąd, ni zowąd pojawia się tańcząca Jane Avril. Dziewczyny z piskiem dołączają do niej, by po chwili perfekcyjnie, niby zespół z Moulin Rouge, odtańczyć szalonego kankana. Bartek znika w łazience w wiadomym celu. Mateusz ledwo powstrzymuje się przed pójściem w jego ślady. Prezes na biurku Żanety nieśmiało próbuje wyrzucać nogi w górę. Nagi facet w oknie z bloku naprzeciwko firmy rozpłaszcza twarz na szybie, żeby niczego z tego, co dzieje się w firmie nie uronić. Mateusz gdzieś znika. Korowód tańczących dziewcząt prowadzonych przez Elwirę robi węża i tańcząc przenosi się do pierwszego pomieszczenia. Czoło węża zatrzymuje się przy oknie.

Elwira: Zobaczcie! Pan Mateusz gania gołębie. O! Złapał jednego i schował pod kurtkę. Wraca do nas! Pomachajmy mu!

Do pomieszczenia wraca, trzymając się za brzuch, zgięty wpół Mateusz. Cały w pierzu i kawałkach niedokładnie ogryzionych kości. Ptasich kości. Z okrwawionych ust wystaje mu szare pierze i gołębia łapa. Dopada do drzwi toalety. Szarpie je. Niestety są zamknięte. Z toalety wydobywa się przeraźliwe wycie. Prezes wyrywa wtyczkę od radia z kontaktu. Dziewczyny z piskiem zbiegają na dół po schodach. Dołącza do nich przerażona równie jak one Beza. Gubi szpilki na bardzo wysokich obcasach.

Prezes: Nip! Nip! Nie zapomnijcie o nipach!

Brak komentarzy: