piątek, 5 października 2007

wspomnienia z Biura Promocji Głupoty

Bodajże w poniedziałek Bestia pytała mnie o komentarz na temat odejścia Agnieszki. Powiedziałem wtedy, że jest to prosta konsekwencja jego stosunku do pracowników. Bestia coś wymamrotała, że to wszystko dlatego, że ma tyle spraw na głowie i może rzeczywiście za mało zwraca na to uwagi. Ale to była tylko iskierka rozumu, która na moment zabłysła w bestiowej głowie i natychmiast zgasła. Nosiła się z tym Bestia cały tydzień i dzisiaj wybuchła. Zwołała zebranie i na koniec zatrzymała mnie z Elwirą. Z miną wariata, z trudem hamując wściekłość wycedziła, że nie ma co płakać po Agnieszce, bo była wredna i podła, wiedziała kiedy odejść, miała muchy w nosie, a tak naprawdę przez dwa miesiące nie potrafiła napisać tekstu ,,o prowokacjach Sanepidu", t.j. o braku reakcji tego szacownego organu na ptaki w Hali Mirowskiej, na lampy owadobójcze w Marcpolu i na nieszczęsnego psa, któremu jak pamiętasz robiliśmy razem w sklepiku zdjęcie. I nie ma co po Agnieszce płakać, patrząc wymownie w moja stronę. O kurwa! Wieczorem, po kolejnej rekrutacji redaktorów, wróciła do tematu w sposób nawet jak na bestie wyjątkowo pokrętny. Stwierdziła mianowicie, że Agnieszka dlatego odeszła, bo Bartek odszedł. Kiedy zapytałem, jaki to ma związek, Bestia stwierdziła, że Agnieszka sama by nie dała rady i dlatego, chcąc uniknąć zdemaskowania, odeszła.

Rekrutacja. Tym razem sami młodzi ludzie w liczbie sześciu (jeden samczyk). Bestia zaczęła coś bredzić o radzie programowej i swej ubiegłotygodniowej podróży do Anglii, na targi Royal Show (do lipcowego numeru przeznaczyła na to wydarzenie sześć bitych kolumn). Nawiązując do wczorajszych zamachów w Londynie, zaznaczyła, że też tam była, a targi były w Birmingham. Coś się Bestii pojebało, bo Birmingham to była wyprawa federacji p.c. do J.P., tyle, że dwa tygodnie wcześniej. I tak bredziła, indagując tych nieszczęśników na temat ,,czym jest dla nich praca". Potem, z wyraźnymi objawami manii prześladowczej zwróciła się, żeby napisali o braku reakcji sanepidu na obecność gołębi w Hali Mirowskiej. Napisali. Na koniec, tak zresztą jak przedwczoraj, zapytała, jak się Państwu podobało spotkanie i czego się Państwo nauczyli. Jedna z dziewcząt, dziennikarka wolny strzelec z siedmioletnim stażem, odpowiedziała, że jest zaskoczona. Bestia zapytała czym? Na to dziewczyna o wielkiej dzielności serca stwierdziła, że to niepoważne zmuszanie ludzi przez ponad godzinę do wysłuchiwania o wojażach właściciela firmy, a ani słowa o warunkach zatrudnienia. I kogo takie opowieści obchodzą. A jeśli chodzi o nauczenie się czegoś, to czuła się jak w szkole podstawowej i niczego się nie nauczyła. I tak samo jak ta, która przedwczoraj wyszła, spojrzała na mnie z porozumiewawczym uśmiechem. To było piękne. Bestia natychmiast zakończyła spotkanie i zapytała, kto mi się najbardziej podobał. Ja tym razem zgodnie z prawdą, że właśnie ta, a nie inna. Więc Bestia tłumiąc wściekłość: - Ta pyskata? Dosyć mam takich, co mają muchy w nosie. Ona kłamała, że się niczego nie nauczyła. Musiała się czegoś nauczyć! Ja na to, że może mówiła szczerze. Bestia: -To niemożliwe!


I zadzwonił bestiowy telefon wielkości pierwszych modeli komórek albo trąby pierwszego anioła z Apokalipsy. Okazało się, że najstarszy pomiot, ten z niegojącą się dziurą w brzuchu, wyjechał na wakacje do Władysławowa i jest w szpitalu. Dostał tak zwanej ,,biegunki podróżnych", czyli zatrucia jakimś pożywieniem. Żeby było śmieszniej, tekst o ,,biegunce podróżnych" niejakiej dr K. będzie w lipcowym numerze. Bestia poniewierała brutalnie Bestiową, że puściła pomiota na wakacje. Zawołała biednego Janusza i poinformowała go, że chyba trzeba będzie jechać jutro po pomiota. Nieszczęsny Janusz prosił Bestię, żeby zdecydowała o tym teraz, bo jeśli nie będzie telefonu do wieczora, on chce wyjechać z rodziną na weekend. Bestia łaskawie się zgodziła, że ewentualnie zadzwoni i w drodze łaski i wyjątkowego wyróżnienia będzie mógł po pomiot pojechać. Potem poleciła Januszowi dosiać trawy w ogródku z tyłu budynku, bo te wróble za dużo wydziobały i są na trawniku łyse placki. Przed siódmą wydostałem się z tej pułapki na ludzi. Czy ja przypadkiem nie zwariowałem? J

Brak komentarzy: