Rekrutacja. Tym razem sami młodzi ludzie w liczbie sześciu (jeden samczyk). Bestia zaczęła coś bredzić o radzie programowej i swej ubiegłotygodniowej podróży do Anglii, na targi Royal Show (do lipcowego numeru przeznaczyła na to wydarzenie sześć bitych kolumn). Nawiązując do wczorajszych zamachów w Londynie, zaznaczyła, że też tam była, a targi były w Birmingham. Coś się Bestii pojebało, bo Birmingham to była wyprawa federacji p.c. do J.P., tyle, że dwa tygodnie wcześniej. I tak bredziła, indagując tych nieszczęśników na temat ,,czym jest dla nich praca". Potem, z wyraźnymi objawami manii prześladowczej zwróciła się, żeby napisali o braku reakcji sanepidu na obecność gołębi w Hali Mirowskiej. Napisali. Na koniec, tak zresztą jak przedwczoraj, zapytała, jak się Państwu podobało spotkanie i czego się Państwo nauczyli. Jedna z dziewcząt, dziennikarka wolny strzelec z siedmioletnim stażem, odpowiedziała, że jest zaskoczona. Bestia zapytała czym? Na to dziewczyna o wielkiej dzielności serca stwierdziła, że to niepoważne zmuszanie ludzi przez ponad godzinę do wysłuchiwania o wojażach właściciela firmy, a ani słowa o warunkach zatrudnienia. I kogo takie opowieści obchodzą. A jeśli chodzi o nauczenie się czegoś, to czuła się jak w szkole podstawowej i niczego się nie nauczyła. I tak samo jak ta, która przedwczoraj wyszła, spojrzała na mnie z porozumiewawczym uśmiechem. To było piękne. Bestia natychmiast zakończyła spotkanie i zapytała, kto mi się najbardziej podobał. Ja tym razem zgodnie z prawdą, że właśnie ta, a nie inna. Więc Bestia tłumiąc wściekłość: - Ta pyskata? Dosyć mam takich, co mają muchy w nosie. Ona kłamała, że się niczego nie nauczyła. Musiała się czegoś nauczyć! Ja na to, że może mówiła szczerze. Bestia: -To niemożliwe!
I zadzwonił bestiowy telefon wielkości pierwszych modeli komórek albo trąby pierwszego anioła z Apokalipsy. Okazało się, że najstarszy pomiot, ten z niegojącą się dziurą w brzuchu, wyjechał na wakacje do Władysławowa i jest w szpitalu. Dostał tak zwanej ,,biegunki podróżnych", czyli zatrucia jakimś pożywieniem. Żeby było śmieszniej, tekst o ,,biegunce podróżnych" niejakiej dr K. będzie w lipcowym numerze. Bestia poniewierała brutalnie Bestiową, że puściła pomiota na wakacje. Zawołała biednego Janusza i poinformowała go, że chyba trzeba będzie jechać jutro po pomiota. Nieszczęsny Janusz prosił Bestię, żeby zdecydowała o tym teraz, bo jeśli nie będzie telefonu do wieczora, on chce wyjechać z rodziną na weekend. Bestia łaskawie się zgodziła, że ewentualnie zadzwoni i w drodze łaski i wyjątkowego wyróżnienia będzie mógł po pomiot pojechać. Potem poleciła Januszowi dosiać trawy w ogródku z tyłu budynku, bo te wróble za dużo wydziobały i są na trawniku łyse placki. Przed siódmą wydostałem się z tej pułapki na ludzi. Czy ja przypadkiem nie zwariowałem? J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz