niedziela, 14 października 2007

Opowieści ściśle prywatne

Wracając zaś do tego oczekiwanego przeze mnie wydarzenia, jego związku z opisanym przed chwilą i utrudniającymi fakt jego ziszczenia szczegółami, muszę wszystkie wymienione wyżej okoliczności po kolei omówić. Nawet nie do końca chyba zdaję sobie sprawę z faktu, jak bardzo chciałbym jeszcze raz usłyszeć całe swoje dotychczasowe życie zagrane na nieistniejących tak naprawdę instrumentach. Oczywiście wiodącym byłby jakże często przywoływany na nieodwołalnie zapisanych już stronach śmiech, a towarzyszyć mu powinna wielka orkiestra pamięci i wywoływane dzięki niej wspomnienia. Nie mam pojęcia co do charakteru i rodzaju powstałej w ten sposób muzyki, ale jestem pewien, że mógłbym jej słuchać do samego końca. Pierwszy raz usłyszałem taki koncert w chwilę po tym, jak wpadłem pod koła toczącej się na szczęście dość leniwie furgonetki. Mimo, że zdarzyło mi się tej muzyki wysłuchać potem jeszcze przynajmniej kilka razy, to nigdy grana przez tą wymarzoną orkiestrę muzyka nie brzmiała piękniej i wyraźniej niż w tych kilku chwilach, które upłynęły od uderzenia samochodu do utraty w następstwie tego świadomości. I przypominam sobie teraz coś, co długo podczas opowiadania tych wszystkich historii wydawało mi się najważniejsze. Chodzi o mężczyznę, którego pozbawiona zarostu twarz przez cały ten czas nie dawała mi spokoju. Kiedy odzyskałem utraconą zaledwie na moment przytomność, na niemalże mgnienie oka zapamiętałem twarz koncertmistrza, bo nawet nie dyrygenta tej orkiestry, w której wykonaniu tak bardzo chciałbym raz jeszcze usłyszeć tę samą co wtedy melodię. Teraz wiem, bo sobie to wreszcie przypomniałem, że to był bez wątpienia on i kiedy się mijaliśmy w cieniu kamiennego Chrystusa aż dziw bierze, że wtedy sobie tego nie przypomniałem. Widocznie tak miało być. Nie wiadomo przecież, co bym mógł sobie wtedy pomyśleć. Może usłyszana kiedyś w dzieciństwie muzyka była tak piękna, że gdybym miał to wszystko poukładane w głowie podczas tego spaceru, nie szukałbym z kolei tak długo tego wszystkiego, z czego aż do chwili obecnej nie zdawałem sobie sprawy. Kiedy wszystko stało się wreszcie teraz o wiele bardziej niż na początku zrozumiałe wiem, że spacer, na który niezależnie od mojego w tej sprawie zdania i tak się wybiorę, nie będzie już odtąd wzbudzał takich jak przedtem do końca niesprecyzowanych obaw. Wiem już teraz też, co mężczyzna, z którym się wtedy mijałem, ukrywał na plecach pod zbyt obszernym jak na niego płaszczem i dlaczego tak to wszystko wtedy dziwnie wyglądało. To nie był oczywiście żaden plecak, ani tym bardziej na przykład tornister. Kiedy na ulicy prowadzącej do mojej szkoły odzyskałem tak niespodziewanie utraconą przytomność zobaczyłem, że koncertmistrzowi tej dziwnej orkiestry wyrastały z pleców skrzydła właściwe jasełkowym aniołom. Ale wtedy bez wątpienia do czasu właściwego tego rodzaju przebierankom było bardzo daleko. Ja zaś niemal natychmiast po tym tak szczęśliwie dla mnie zakończonym zajściu po prostu wszystko na śmierć zapomniałem. Nie wiem tylko dokładnie jednej, związanej z tym wszystkim rzeczy. Skoro zapomniałem to wszystko na tak długi czas, to czego tak naprawdę w latach, które nastąpiły później, tak gorączkowo szukałem. Pamiętam też coś jeszcze, co słyszałem w trakcie tego koncertu. Dość niewyraźnie, lecz w stopniu wystarczającym, abym to wtedy dobrze zapamiętał, w tle wygrywanej przez moją orkiestrę muzyki pojawił się odgłos przejeżdżającej ciuchci, którego odgłosu nie pomyliłbym z żadnym innym, oraz głos wołającej mnie na obiad mamy, mimo że nie była to odpowiednia ku temu pora. Ponadto całe wydarzenie miało jak już wspomniałem miejsce w drodze do szkoły, a mama na pewno dokładnie wiedziała, gdzie o tej porze powinienem się znajdować. Cóż, nie należy przecież wymagać od otaczającego nas świata, aby odkrywał przed nami wszystkie swoje skrzętnie zazwyczaj ukrywane tajemnice. Wydaje mi się też, że nadszedł już najwyższy czas, skoro większość dręczących mój umysł zagadek została w miarę zadowalająco rozwiązana, abym wybrał się wreszcie na ten długo tak bezcelowo odkładany spacer, na którym najprawdopodobniej wreszcie znowu usłyszę ten koncert, skomponowany na wszystko, co mi się dotychczas przytrafiło. Mam też nadzieję, że tym razem nie będę już jego jedynym słuchaczem. Może poza tymi, których najbardziej kocham, będą na nim obecni wszyscy, których kiedyś znałem, a o których z różnych, zarówno tych błahych jak i poważnych powodów nie wspomniałem. Chciałbym być pewien jednego, choć wiem, że nie jest to do końca możliwe. Chciałbym być pewien, że już pierwsze dźwięki usłyszanej przez nich muzyki nie pozostawią ich serc obojętnymi.

Brak komentarzy: